Archiwum miesiąca: grudzień 2013

Kombajn żydowski

Maewestka – od aktorki Mae West. W tym roku czytałem jej biografię. Maewestka to kamizelka ratunkowa nadymana za pomocą dwóch nabojów ze sprężonym dwutlenkiem węgla, używana przez lotników nad morzem. Podobieństwo do aktorki? Oczywiście – bujne kształty. Jak o niej czytałem to narzucało się przekonanie, że jej polskim odpowiednikiem była Violetta Villas.

Mandolina to zdrobnienie od mandoli. Nie wiedziałem. Jak wygląda duża mandolina?
O facetach typu „mydłek, tandeciarz” śp. pisarz Szczypiorski mawiał: „mandolinista”.

Melancholia tłumaczona jako: posępnica.

Mełamed, wiadomo, nauczyciel w chederze, szkółce dla dzieci żydowskich. Kiedy nie tak dawno próbowałem zapanować nad słuchaczami i powiedziałem, że na sali jest „jak w chederze”, studenci zrozumieli. Tylko opacznie. Bo dla nich cheder to ta część kombajnu, która zagarnia zboże. O szkółce żydowskiej nie słyszeli wcale, a ja nie słyszałem o kombajnie.

Azyl dla bandyty

https://www.youtube.com/watch?v=QangEI9UqsE

 

Józef Nalberczak, który wydostaje się z milicyjnej obławy po skoku dzięki temu, iż przypadkowego kierowcę bierze za zakładnika. Aż się prosi: „To mam dobrze, bo tak…” Dla zorientowanych.

Na stacji CPN. „- 15 litrów, żółtej.”

Intryga potencjalnie świetna. Przypadkowy bandyta porywa przypadkowego zakładnika. Każdy ma swoje problemy, których nie sposób rozwiązać przy pomocy wymachiwania rewolwerem. Tylko że tu pomysł jest koncertowo dorżnięty.

Stanisław Niwiński – dołeczek na brodzie jak u Kirka Douglasa.

Specjalista. Tu brzmi to jak dzwon Zygmunta: „- Zaproponowali mu wyjazd do Iraku”. Dziś w wielu domach żołnierzy zawodowych słychać ten sam tekst, tylko co innego znaczy.

Teresa Marczewska – wiecznie zatroskana kobieta. Niekiedy mężna – jak w Klossie.

Scenografia. W domu ważnego przemysłowca (żona nauczycielka) wisi religijny obraz. Dobra – w domu wyznawało się co innego niż w pracy. Ale on wisi w rogu, powieszony na dwóch stykających się ścianach. Tak obrazy wieszano w ukraińskich, chłopskich chatach. Nic tu tego nie tłumaczy.

Do pijaka: „- Jak pan może pić tak prosto z butelki? Przecież w ten sposób nie czuje pan smaku!”

Zabawa w zamawianie „błyskawicznej” z Warszawą.

Intryga hamuje, bo wóz nie może zapalić. Akumulator się wyczerpał. Ostatnio miałem to trzy lata temu.

Azyl dla bandyty, reż. Bogdan Augustyniak, 1978

Ciach!

Echa z rodzinnych stron: „Mężczyzna został potrącony na drodze krajowej nr 4 w Tuczempach (pow. jarosławski) i nieprzytomny trafił do szpitala. Do wypadku doszło w sobotę około godz. 19. Kierujący toyotą, jadąc z Radymna w kierunku Jarosławia, potrącił pieszego, który prawdopodobnie przebiegał przez jezdnię z lewej strony na prawą”.
Osoby postronne słabo zdają sobie sprawę, jakie tempo życia wymusza na człowieku sam fakt zamieszkania w Tuczempach. Zawsze tak było. Pamiętam, jeszcze za Gomułki, na tablicy w centrum Jarosławia regularne ogłoszenia: „Miłośników tańca zapraszamy na zabawę taneczną do…” Tu padała nazwa wsi, adres imprezy, godzina, powiadomienia o bufecie itd. Ale od tej reguły był jeden wyjątek. Kiedy zabawa miał się odbyć w Tuczempach, na kartce figurowały tylko dwa słowa: „Disco Tuczempy”. I wszystko jasne.

Jeszcze z kroniki policyjnej: „Gdy policjant zauważył, że jeden z wiernych /w kościele/ osuwa się na ziemię, podbiegł do niego i zaczął udzielać mu pomocy. Istniało podejrzenie, że u starszego pana doszło do zatrzymania krążenia” – relacjonuje policjantka od kontaktów z mediami. I dodaje, że funkcjonariusz „prowadził resuscytację”. Policjant zapewne wykonał coś w rodzaju masażu serca i chwała mu za to. „Resuscytacji” jednak zapewne nie wykonał, po prostu dlatego, że raczej nie zna takiego słowa.

Internet po świątecznych wypowiedziach biskupów: „Czyli gadanie ludzkim głosem to jednak lipa.”

Ojciec Rydzyk o internautach: „Anonimowy, zakompleksiony internauta siedzący w domu dostaje pożywkę i miesza z błotem wszystkich po kolei. Kto się akurat wyświetli na głównej stronie na jednym czy drugim portalu, ciach.” Co racja, to racja. Ale z drugiej strony ojcu Rydzykowi to się w Internecie szczególnie mocno dostaje. W takich sytuacjach mawia się: płachta na byka.

Z głębokiego gardła

Libacja – słówko zrośnięte z PRL-em. „Wczoraj wieczorem w trakcie libacji alkoholowej Józef P. ugodził nożem swą konkubinę…”
Nie wiedziałem, że podstawowy sens tego słowa to: „Wylewanie kilku kropel napoju na ofiarę bogom.”

Loko – miejsce dostarczenia towaru, ale dzisiaj się już chyba tak nie mówi. Może w starych szmoncesach. „- Mojsze, dokąd dostarczyć towar? – Loko Puszcza Białowieska. – A propos „puszcza”: czy twoja żona ciągle w Ciechocinku?”

Looping – tu: że to figura w akrobacji lotniczej. Dzisiaj raczej zastosowanie w muzyce. Nagra się parę akordów, a potem to już leci „w pętli”. Na tym opiera się cały ten chillout, na przykład.

Lowelas – przestarzałe, zgoda. Tak się nazywał (Lovelace) bohater powieści Samuela Richardsona z XVIII w. Ale przecież ta panienka od pierwszego amerykańskiego pornosa wyświetlanego w zwykłych kinach („Głębokie gardło”) też obrała sobie pseudonim artystyczny Linda Lovelace.

S.O.S., Pętla (VII)

https://www.youtube.com/watch?v=ZlUSjDc25rM

 

Marek Walczewski uchodził wówczas za demona zbrodni i zepsucia. Rzeczywiście miał błysk szaleństwa w oku. No i okazał się łysy.

Porwał córkę dziennikarza, przetrzymuje jako zakładniczkę w starym wiatraku. Kiedy przyjeżdża milicja, która spełniła jego żądania częstuje ojca dziewczyny z obficie zaopatrzonego barku. Ten odmawia. „Niech pan się napije i tak to wszystko opieczętują”. Ot, praktyczne podejście.

Podsumowanie. Amatorszczyzna totalna. Historia, którą można streścić w dwie godziny, ciągnie się przez siedem. Zdjęcia z ręki. Nie wiadomo, o co chodzi. Dźwięk na przemian za cichy i za głośny.
Maja Komorowska w serialu sensacyjnym. Litości!
Najgorsze: pomysł. W Polsce robiono zdjęcia porno, które miano szmuglować na Zachód. Porno prowadzi do licznych zbrodni… Nawet w 1974 roku, kiedy u n as nikt jeszcze nie wiedział, co to porno, tylko idiota by uwierzył w to wszystko.

S.O.S., Pętla (VII), reż. Janusz Morgenstern, 1974

Too short

https://www.youtube.com/watch?v=lQEv6OPsvfY

 

Mam taka kategorię piosenek, które – jak dla mnie – trwają zbyt krótko. Ale autor napisał tyle zwrotek, ile napisał i piosenka się kończy. Na studiach mieliśmy na to sposób: nagrywaliśmy na taśmę taki kawałek raz za razem i słuchało się go godzinę.
Tak nagraliśmy „Jest taki dzień” Czerwonych Gitar, „Fool on the Hill” Beatlesów, „Dobranoc” Starszych Panów, „Masz takie oczy zielone” Ewy Demarczyk, „Why Worry?” Dire Straits.