Archiwum miesiąca: styczeń 2015

Dzień po ciężkiej nocy

Na studiach dziennych ostatnie wpisy do indeksów. Dlaczego ciągle mam wrażenie, że studenci rozstają się ze mną z poczuciem ulgi?

A tymczasem w Grodzisku Wielkopolskim wiadome powstanie właśnie się rozkręca:

Na fasadzie kościoła łaciński napis „Venite ad me omnes” (Przyjdźcie do mnie wszyscy). Zawsze mnie to bawi. Jesus najprawdopodobniej nie znał łaciny (syn stolarza na zapadłej prowincji Imperium). Gdyby usłyszał owo „Venite…”, zapewne odpowiedziałby po aramejsku: „Że co, proszę?”:

Ale w Grodzisku, gdzie łacina nieobca nikomu? Wystarczy posłuchać przez pięć minut odgłosów ulicy.

Dziś obowiązki wzywały już od 7. rano (choć położyłem się o 3.). Zaraz przypomniała mi się „Pierwsza czytanka”, która ma tyle lat co ja:
   „Minęła nocna, minął cień,
   Słoneczko moje, dobry dzień!
   Słoneczko moje kochane,
   W porannych zorzach rumiane!

   Minęła nocna, minął cień,
   Niech się wylega w łóżku leń,
   A ja raniuchno dziś wstanę,
   Zobaczę słonko rumiane”.

I to jak Jonasz Kofta na festiwalu w Opolu przepraszał pierwszą zmianę, bo ta w latach 70. wstając o 5. do roboty musiała co dzień wysłuchiwać z radia jego tekst: „Jak dobrze wstać skoro świt”.

Na portalu Fronda.pl tekst pod emfatycznym tytułem: „Dość pobłażania islamowi!” Podpisano: Chuck Norris. Komentarz. Wiedziałem, że taki przyjdzie: „I teraz Allah dostanie z półobrotu :)”.

Tekst na portalu Polonia Christiana: „Świat prezentowany przez Tygodnik Powszechny to nie jest Kościół Chrystusa, ale Kościół dobrotliwych naiwniaków, wchodzących w rolę dobrego bożka – tatuśka rozgrzeszającego zło tego świata bez cienia aktu skruchy ze strony złych i grzesznych ludzi. A to prowadzi ich w konsekwencji do samozagłady”.
Rzeczywiście, Tygodnik jest dziś w Polsce sztucznie podtrzymywany przy życiu. I w sensie finansowym (choć twardych danych nikt nie ujawnia), i w sensie ideologicznym. Piszę jak najbardziej serio: biorąc pod uwagę stan katolicyzmu, jaki w tej chwili dominuje w Polsce, Tygodnik nie ma w naszym kraju racji bytu.

Bliss

Cindy Bradley „Bliss” (2014).  Smooth jazz z przymieszką popu na trąbkę z zespołem. Gra młoda Amerykanka, która dobrze się tam sprzedaje. Kawałki rytmiczne, miło zaaranżowane. Solo trąbki bez szczególnych udziwnień, przewidywalne. Wszystko razem lekko brzmi. Jakoś tak mi się kojarzy, że słuchałbym tego w samochodzie, w trakcie długiej trasy, kiedy to uwaga powinna być zasadniczo skupiona na drodze, ale nieco zawsze jej zostaje. I to „nieco” mogłoby odsłuchiwać panią Bradley.:

Serenity

Bobo Stenson Trio „Serenity” (2 CD, 2000). Szwedzki liryk fortepianu grywa w rozmaitych konfiguracjach, m.in. z Garbarkiem. Zawsze jednak podtrzymuje ten jedyny styl dźwięków nieinwazyjnych, wyciszonych, towarzyszących. Szemrzących w tle. Kojarzy się z mżawką – nie zaczyna się i nie kończy.:

Noc po ciężkim dniu / A Hard Day’s Night

 

Główny motyw: staruszek, dziadek Paula – prze kontrast do ich młodości.
Autoreklama: nieustanna ucieczka przed fanami. Jest ich mniej niż sugeruje obraz.
Wszyscy uważają ich za rozpuszczonych bachorów.
Autoironia. Jak Ringo dostaje najwięcej listów od fanów, mówią: „Wydał majątek na znaczki.” Lub: „Ma liczną rodzinę”.

Idiotyzm konferencji prasowych. Chłopcy bezskutecznie polują na kanapki, bo są głodni, a muszą odpowiadać na idiotyczne pytania.
„- Jak pan znalazł Amerykę?” Lennon: „Lecąc na zachód”.

W programie telewizyjnym mają wystąpić obok magika przywołującego gołębie. I po XIX-wiecznej operetce śpiewanej po niemiecku.

George omyłkowo staje do castingu w podrzędnym programie, ale jurorzy nie są zachwyceni.
Grożą, że nie poznają go z telewizyjną etatową nastolatką, która jest symbolem ich pokolenia.

Kiedy mają grać „And I Love Her”, słyszą z reżyserki: „- Zagrajcie ten swój numer i nie wychodźcie z kadru”.
Ale oni, gdy śpiewają, traktują siebie i swoją muzykę bardzo poważnie.
Aktorsko najlepiej wypada Ringo. Urywa się z telewizji i trafia do speluny. Próbuje stawiać  robotnikom w barze. Nie chcą jego pieniędzy – sami zarobią.

Z wieku fanek wynika, że była to muzyka najwyżej dla 15-latków.

Manager (pół żartem): „- Powiem ci tylko jedną rzecz, Lennon. Jesteś mendą!”

Noc po ciężkim dniu / A Hard Day’s Night, reż. Richard Lester 1965 filmweb

Jest taki samotny dom

Pogoda, że tylko się obwiesić. Ale to miłe, gdy między wysokimi blokami (wielka płyta z sajdingiem) trwa zapomniany domek. Pewnie niejedno się tu działo, ale już się nie wydarzy. Domek definitywny:

Sensacja, która od rana obiega prasę, radia i Internet: „Była dziewczyna Szyca jest w ciąży z bratem chłopaka Dody”.

Nie: Z okazji święta służby więziennej można wygrać dzień w zakładzie karnym. Są tacy, co wygrali więcej.
Tomasz Terlikowski obwieścił, że jest dumny z bycia królikiem. Panie Tomaszu, co oni na Panu testowali?

Pani poseł Krystyna Pawłowicz zamierza zaskarżyć do Trybunału Konstytucyjnego sprzedawanie tabletki „dzień po” bez recepty. W Internecie dyskusja, czy tabletka ma działanie poronne wtedy gdy jest kupowana bez recepty, wtedy gdy jest kupowana na receptę, czy w obu tych przypadkach.

Przed snem odsłuchany „Sherlock Holmes i pusty dom” (czyta W. Zborowski):

Po raz kolejny. Jak Sherlock załatwił złoczyńcę pozorując siebie samego w odsłoniętym oknie w oświetlonym pokoju. A to służąca od czasu do czasu przestawiała manekin. „Elementarne, drogi Watsonie!” Ciekawe, ile jeszcze razy przed śmiercią wrócę do tej ramoty. Bo czymże jest nasze życie? Kilka razy oglądamy ulubiony film, słuchamy powieści i – już nas nie ma.

Viola d’amore concertos

Antonio Vivaldi „Viola d’amore concertos”.  Ach, ta skrzypcowa, wiolonczelowa ekwilibrystyka, te trele, te popisy. Orkiestra – jak zwykle u Vivaldiego gra w natchnieniu, w pospiechu, jakby przynaglana. Dzięki tej dynamice „Czterech pór roku” słucha się chętnie jeszcze w XX wieku. Jest w tym nerw rockowy. Poczucie, że coś się dzieje. Przynajmniej w uchu faceta, który – gdy słyszysz zbyt mało nut – mniema, że muzyk śpi. Ale to już genetyczne.: