Archiwum miesiąca: czerwiec 2014

Sprzątanie świata

W Poznaniu gorączka protestacyjna nie ustaje. Po „Golgocie” środowiska kontrkulturowe postanowiły zaprotestować przeciw planom władz miejskich w kwestii zagospodarowania miejskich terenów zielonych. Generalnie są przeciw zamianie zieleni na inwestycje. Bilbord pokazuje sztabowców Hitlera pochylonych nad planem Poznania. Zawiadomienia o popełnieniu przestępstwa do policji jeszcze nie napłynęły, bo wszyscy ciągle żyją „Piknikiem”. Na czym cierpi genderyzm i hitleryzm.

Z oddaną naszej opiece dziewczynką na placu zabaw na poznańskich Ogrodach. Między piaskownicami i huśtawkami walają się butelki i puszki. Dziecko własnym rozumem dochodzi do wniosku, iż mieszkają tu „straszne brudasy”. Z konieczności potakuję. Ale nie była to cała prawda o mieszkańcach Ogrodów. Bowiem niebawem zjawił się pewien pan, który starannie wyzbierał wszystkie butelki po piwie. A po nim jeszcze jeden pan, który wyzbierał puszki po piwie. I to te dwa „czyścioszki” ocaliły dobre imię mieszkańców tej dzielnicy.

Aforyzmy. Intelektualny dorobek przodków:

Wincenty Ignacy Marewicz (1755 – 1822). Do historii przeszedł m. in. tym, że w dobie Sejmu Czteroletniego, którego był zwolennikiem, ufundował nagrodę „dla tego obywatela, który najpierw pojmie lub zgładzi z tego świata któregokolwiek wyrodnego Polaka”.
Gdyby teraz ufundować podobną nagrodę…:
Wiele czyni, kto czyni, co może.
Nic nie czynić jest to niejako przestać żyć na świecie.

Henryk Ferdynand Kaden (1871-1932), bankowiec
Teoretycy: Dwa a dwa to cztery. Praktycy: Dwa złote a dwa złote to cztery złote.

Karol Irzykowski (1873-1944)
W polityce zamiast grać, wciąż tasują karty.

Seweryn Eugeniusz Barbar (1891-1944)
Prostytutka i literat – to bratnie dusze: oboje sprzedają lichy towar za marne pieniądze.

Oby w otchłani ogni piekielnych…

Ciągle opiekujemy się z Dorotą małą dziewczynką, której braciszek urodził się dopiero co w szpitalu. Świat więc podglądamy tylko przez sztachety.
Najważniejszym wydarzeniem dnia było spotkanie w Ogrodzie Botanicznym dwóch zwierzątek. Najpierw polnej myszki (przysięgam, że była szara, a nie biała, jak to zwykle u mnie), a potem lokalnego kotka. Na szczęście kotek nie spotkał myszki.

Sporo komentarzy w sieci w sprawie wydalenia abp. Wesołowskiego ze stanu kapłańskiego i przeniesienia go do stanu świeckiego. Wybrałem kawałek komentarza – moim zdaniem – najsensowniejszego:
„Niech sobie trzymają zboka u siebie i niech nie podrzucają go do naszego uczciwego, i bogobojnego świeckiego stanu. Trzeba go będzie natychmiast wydalić ze świeckiego stanu jak się tylko pojawi.”

Poza tym Internet gorliwie komentuje nagłą popularność sztuki „Golgota Picnic”. Tu też banał goni banał. A jak znalazłem jeden (!) komentarz całkiem oryginalny. I nie dziwota. Nie dość, że pochodzi z mojego rodzimego Podkarpacia, to jeszcze podpisała go „Wiesia”. W tym, co pisze, wyczuwam niepowtarzalnego ducha moich stron rodzinnych:
„Oby w otchłani ogni piekielnych, po wieczność błąkały się dusze potępieńców, którzy zgadzają się choćby na czytanie scenariusza tego plugawego słowa czarciego. Przy okazji przeklinam każdego, kto chcąc katolików prawdziwych ośmieszyć słowa swe szatańskie w usta moje wcisnąć usiłuje, pode mnie podszywając się usiłując. Niech paluchy zgniją mu i od dłoni odpadną, by bluźnierstw swoich wypisywać nie mógł.”

I kawałek prozy Janusza Andermana. Tematyka wyjazdowo-wakacyjna:

– Co to ja chciałem powiedzieć – odrzekł znawca. – No to, że ten Egipt taki sobie. Piramidy znacznie przereklamowane. Ta cała piramida tego całego Cheopsa o połowę niższa od Pałacu Kultury. Więc o czym my tu mówimy, ja się pytam.
– Araby to misie – odpowiedział prokurator. – Trzeba ich krótko trzymać.
– Żeby pan wiedział, panie prokuratorze. Pocieszny naród, ci Egipcjanie, pocieszny.
– Bo Polska przepiękny kraj! – włączył się do rozmowy marynarz, który łyknął wódki i zaraz doszedł do siebie. – Tarnowskie Góry, weźmy. Aleksandrów Łódzki. Czerwionka-Leszczyny. Jaworzno-Szczakowa. Kędzierzyn-Koźle. Chorzów Batory… Najpiękniejsze miasta!

Podróżowanie, w: Janusz Anderman, Fotografie ostatnie, Wydawnictwo Literackie, Kraków 2010

Yesterday

Ponieważ dziś łazić nie dało rady, obrazek z wczoraj. Konkretnie – kościółek w Mechowie, gdzie jest patetyczne mauzoleum wielkopolskiego Augusta Cieszkowskiego, którego poglądów – ubolewam – nigdy nie udało mi się zgłębić. I będę musiał z tym żyć:

W całym kraju projekcje sztuki „Golgota Picnic” i stosowne protesty. Bardzo mnie to martwi – z jednego, zasadniczego powodu. Cierpi na tym po prostu walka z gender. A przecież jeszcze rok temu… Ech, łza się w oku kręci…

Wszyscy rozjechali się na wakacje. Skąd o tym wiem? Bo TVN było u mnie dzisiaj po wypowiedzi na trzy zupełnie różne tematy. A wieczorem jeszcze bla, bla, bla w Polsacie.

Czytelnik witryny Fronda.pl proponuje demonstrantom, którzy dywanowo suną przez Polskę, zestaw haseł do ulicznego skandowania. Cytuję przykładowe: „Donek miernoto, putin cię dyma aż złoto;  Donald niemowo, za Smoleńsk odpowiesz głową; Zdrajco i trollu, dla ciebie czapa na polu; Thussku żołdaku, sznur czeka już na trzepaku.”

No i serial mądrościowy:

Julian Tuwim (1894-1953)
Strzeż się popełnienia morderstwa! Prowadzi ono do kradzieży, a stąd krok tylko jeden do kłamstwa.

Witold Zechenter (ur. 1904)
Co się naplecie, to nie uciecze.
Darowanemu słoniowi nie zagląda się w trąbę.
Jak sobie podchmielisz, tak się wyśpisz.
Brudnemu chlew na myśli.

Stanisław Jerzy Lec (1909-1966)
Wieko trumny od strony użytkownika nie jest ozdobne.
Dopiero, kiedy wjechał na rydwanie, poznano, że to furman.

Kontrabanda / Contraband

 

Thriller z lajtową psychologią. Marc Wahlberg (przystojniak) gra zawodowego przemytnika, który jakiś czas temu porzucił proceder. Jego szwagier jednak musiał w trakcie operacji przemytniczej wyrzucić za burtę 5 kilko koki i teraz ten dług trzeba spłacić draniom, którzy w kokę zainwestowali. Przemytnik musi więc wykonać jeszcze jeden numer.
Trochę to zabawne: sytuacja komplikuje się co trzy minuty, ale co cztery bohaterowie znajdują rozwiązanie. Po następnych trzech minutach następna komplikacja i następne rozwiązanie. Zawsze decydują sekundy i milimetry.

Przystojniak Marc Wahlberg na wybiegu.

Scenariusz Aaron Guzikowski. Zaraz, zaraz: albo Aaron, albo Guzikowski.

Komplement w branży: „Byliście Lennonem i MacCartneyem przemytu…”

Kontrabanda / Contraband, reż. Baltasar Kormakur, 2012

Drzewa umierają stojąc

Hurrra! Nad ranem urodził się mały Jaś (w samego Jana – to nader korzystny zbieg okoliczności: będzie w naturalny sposób łączył urodziny z imieninami). Waga: 4,6 kg. „Słuszną linię ma nasza władza.” Z Dorotą opiekujemy się jego starszą siostrzyczką. Opowiadałem małej do snu bajkę o królewnie Śnieżce. Kiedy skończyłem, głos zabrało dziecko: „Wujek, po pierwsze nie zatrute jabłko, tylko zatruta igła we wrzecionie. Po drugie…” Plamę dałem na całej linii.

Cierpię na uwiąd wyobraźni. Czytam oto z przypadku reportaż poety Stanisława Grochowiaka z Wielkopolski, napisany w latach 70. Grochowiak (ten od „turpizmu”) opisuje wieś Stare Bojanowo. To miejscowość na trasie Poznań-Wrocław. Przejeżdżałem tamtędy dziesiątki razy. I nic: Bojanowo to Bojanowo. A Grochowiak zobaczył Bojanowo i pisał, że jest „jak roztrzepana na wietrze dziewczyna, zbiegająca ze wzgórza.” Więc rzuciłem się sprawdzić w sieci, jak naprawdę wygląda owo Bojanowo. A tam serwis fotograficzny sporządzony przez samych mieszkańców. I to, co widzę na zdjęciach, z grubsza pokrywa się z moimi wspomnieniami, nie z relacją Grochowiaka:

Fronda.pl komentuje fakt, że poseł Godson swoje poparcie dla PO tłumaczył, iż – jego zdaniem – tak postąpiłby Jezus: „Jednym słowem, nie ma co wycierać sobie Panem Jezusem swoich politycznych decyzji.”

W sieci widzę płytę disco pod tytułem „Dance or die trying”.

Mała dziewczynka do przedszkola, a ja na łazęgę do miejscowości Kicin, na „Szlak sakralnej architektury drewnianej”. Tytularnym proboszczem Kicina był Jan Kochanowski. Nigdy osobiście nie pofatygował się nie tylko do Kicina, ani nawet do Wielkopolski. Dochody, jakie przynosiła parafia, traktował jako rodzaj stypendium. Pozwoliło mu ono w spokoju tłumaczyć na polski Psalmy. Zrobił z nich, jak wiadomo, małe arcydzieła. Szkoda, że okoliczne chłopstwo, które w Kicinie chadzało za sochą, nigdy nie dowiedziało się, jak wzniosły mecenat uprawia. Kościółek pewnie niewiele się zmienił:

Pielgrzymuję „Drogą św. Jakuba”. Pewnie z 7 kilometrów. Pielgrzymka do św. Jakuba z Compostelli to z 700 kilometrów. Biorąc pod uwagę ciężar moich win powinienem jednak pójść do Compostelli, a nie do Kicina. Pocieszam się jednak, że Kicin to tylko na początek.
Kawałek dalej przy drodze czereśnie pełne dojrzałego owocu. Najadłem się i tylko czekam, aż zacznę biegać do łazienki.
A jeszcze dalej: memento mori. Stare drzewa, które „umierają stojąc”. Mieczysława Ćwiklińska byłaby zachwycona:

Stalingrad

 

Amerykańsko-rosyjska koprodukcja. Co widać – mocne momenty wizualne. Gorzej z fabułą. Klamra wspomnieniowa, narracja zza kamery. „Wróg u bram” miał jakiś pomysł. Tu – nic.
Obrona budynku nie do obrony – on zabezpiecza przeprawę posiłków przez Wołgę. Mieszkańcy Stalingradu, którzy nie opuścili swoich domów, mimo iż te są na linii frontu i przechodzą z rąk do rąk. Na ścianie wśród portretów rodzinnych obraz z Leninem, oczywiście największy.
Rosjanie jak na filmach radzieckich: przerost „świętego oburzenia” i emocji nad myśleniem. Tak kręcą, bo myślą, że dzięki temu lepiej wypadną. Ale w oczach Zachodu – raczej nie.

Trochę dziwactw. Żołnierz, który uchodzi za niemowę, okazuje się znanym tenorem. Niemiecki kapitan odwiedza i zakochuje się w rosyjskiej dziewczynie. Mimo, że nie znają nawzajem swoich języków.

Motyw wizualny – ta fontanna z kręgiem dzieci. Była i w innych filmach.

W ostatniej sekwencji Rosjanie proszą o wsparcie ogniowe – na budynek, w którym siedzą oni i Niemcy. Telegrafista mówi: „Wsjo!” Po chwili swoi rozwalają budynek i grzebią żołnierzy.

Stalingrad, reż. Fiodor Bondarczuk, 2013