„Wróg doskonały”
Szanowni Państwo,
mamy dziś na rozkładówce film „Wróg doskonały”, kolejne studium osoby, której kasuje się pamięć. Kasuje się sama albo z niewielka pomocą samej zainteresowanej osoby. Co będzie się powoli wyświetlać. I pomyśleć, że tę historię wymyślił już – przywoływany już tu przez nas dramaturg grecki Sofokles w piątym wieku przed naszą erą. Bo wtedy napisał „Króla Edypa”, który to władca dowiaduje się, jakich to strasznych rzeczy dokonał, choć sam nie miał o tym pojęcia. I od tamtego czasu ci wszyscy koledzy-pisarze i koledzy-scenarzyści, którzy bawią się w historyjki o amnezji zasadniczo powtarzają po Sofoklesie licząc, że tej staroci nikt nie czytał i nikt im tego nie wypomni.
Rzecz zostaje wywiedziona od Jeremiasza, uznanego architekta, w pewnych środowiskach uchodzącego za kogoś w typie guru, który lubi rzucać parafrazy z Antoine’a de Saint-Exupéry’ego, w rodzaju: „doskonałość osiąga się nie wtedy, gdy nie można już nic dodać, lecz wtedy, gdy nie można nic odjąć”. Może zbyt ogólne, może odrobinę wewnętrznie puste, ale za to jak brzmi. I ten architekt-guru drogą pozorowanego przypadku trafia na swoją femme fatale, kobietę fatalną. W taksówce, w ulewnym deszczu, w Paryżu. Taksówka, którą dzielą, zawozi ich na lotnisko do bezosobowego terminala, jak wszystkie tego typu miejsca publiczne, który to terminal staje się sceną, staje się laboratorium, staje się poligonem ich związku polegającego na przyciąganiu i odpychaniu. A ten spektakl rozgrywa się w półgestach, w półkrokach, w półsłowach, w spojrzeniach. Kobieta fatalna wciąga architekta we wspomnienia, które rozciągają się w dodatku na ileś tam wersji, w reminiscencje, w nawiązania; wpycha go w role, w których być może kiedyś występował, a być może nie. Czyli, jak to się mówi u nas w języku polityki, narzuca mu swoją narrację. No, żeby tylko jedną; narracji jest tak wiele, że i sam architekt, i my zaczynamy się w tym gubić. Tak więc ta narracja staje się formą przemocy, narzucania architektowi wyznaczonej dla niego roli, wciskani ago w jakiś format, w który niekoniecznie chciałby się zmieścić. Ustawiania sobie wreszcie przeciwnika w rogu ringu, żeby go można było potem okładać.