W jednym z lasów po których łażę, zorganizowano kładki między drzewami, żeby dzieci mogły pospacerować pięć metrów nad ziemią. I by im przypomnieć, że są w lesie, do jednego pnia przyśrubowano wiewiórkę.:
Do innego – ptaka. Rzeczywiście – „malowany ptak” zawsze prezentuje się o niebo lepiej niż prawdziwy.:
A nad wszystkim zawisł monstrualny kleszcz. Tak, to się może przyśnić…:
Pisałem, że lipy pachną. Ale co to znaczy, zrozumiałem dopiero przed furtą klasztoru kamedułów w Binieszewie. Nie wchodziliśmy, bo kobiet nie wpuszczają. Niby Dorota na kobietę nie wygląda, ale jak by brat furtian chciał sprawdzić osobiście…:
W Starym Koninie najstarszy polskim znak drogowy. Eksponują go w dodatku koło kościoła. Od prawie tysiąca lat! A przecież tamtędy przechodzą nieletnie dziewczęta.:
W klasztorze w Kazimierzu Biskupim wystawa misyjna. Na tym obrazie – niewątpliwy katolik. Przynajmniej z wyglądu. Ale czy Polak-katolik?:
W tym samym klasztorze anioł, który wskazuje wyjście ewakuacyjne. Metafora?:
Koniec odsłuchiwania kolejnego szwedzkiego kryminału. Mari Jungstedt „Niebezpieczna gra”.:
Wypracowanie. Morderstwa w świecie mody. Agencje pokazy, modelki. W tle anoreksja, rywalizacja życie na wysokich obrotach, duże pieniądze podróże itd. Zamiast śledztwa niekończące się sprawy rodzinne. Żadnej dynamiki. Widać, że autorka znacznie lepiej czuje się w obyczajówce niż w kryminale. I te rozrzewniające bzdury. Poszkodowany nie może mówić. Proponują, by odpowiadał na pytania wykluczające: tak-nie. Przy pomocy mrugania. I pytają go: Kto cię walnął w łeb siekierą – kobieta czy mężczyzna. I kto tu jest naprawdę walnięty? A sprawca ujawnia się sam, po koniec. Po prostu zjawia się rozdział, w którym sprawca mówi: tak, to ja zabijałem… Kryminał!!!
Andrzej Rosiewicz chwali się na łamach Naszego Dziennika wysoką formą artystyczną przed koncertem w Gdańsku: „– Pamiętam wyznanie Wojciecha Młynarskiego o spotkaniu z >>menelami<< przed Teatrem Ateneum. Kiedy jeden z nich powiedział: >>Panie Wojtku, teatr to jest coś pięknego! To są te dwa podstawowe elementy, to jest płacz i śmiech<<. I tą mądrością kieruję się w mojej działalności estradowej”.
Problem w tym, że w piosence Młynarskiego były TRZY elementy. Bo pijaki, którym się dołożył do flaszki, mają tak sprane mózgi, że do trzech już nie potrafią zliczyć. Na czym polega puenta.:
„A oni mówią: >>A wiesz pan, dlaczego
teatr ogólnie jest piękny?
Bo teatr to jest śmiech, kolego,
bo teatr to jest płacz, kolego!
To są te trzy elementy!<<”.
Co tu myśleć o „formie” Rosiewicza (bilety rozprowadzane przez parafie)? I jeszcze piosenkarz zachwala: „ – Mamy też coś dla >>starszych braci w wierze<<. Jedyna żydowska ballada o morzu: >>mosze tak, mosze nie<<”.
Tak, to się na pewno spodoba.