Archiwum miesiąca: listopad 2014

Zmiana kalibru

Dzień przyniósł temperatury minusowe, więc rano pierwsze w tym sezonie skrobanie szyb. Potem las. Jako że powietrze było ostre, zamiast słuchać audiobooka włączyłem ostrą muzyczkę. Jimie Hendrix. Tu pierwsze kałuże pod szkłem:

A tu „All Along The Watchtower”.
Tu bezlistne drzewa na chłodzie:

A tu „Hey, Joe.
Poza tym – po czym jeszcze poznać nadejście pierwszych mrozów? Do tej pory w czas zwykłych chłodów na poboczach można było zaobserwować tylko skromne dwusetki, jak ta:

Dzisiaj, kiedy powiało zimą, na poboczu zaobserwowałem już grubszy kaliber:

Radio M. świętuje dziś w Toruniu 23. rocznicę powstania. Z tej okazji na witrynie wywiad z ks. prof. Waldemarem Chrostowskim:
– Ten monopol władzy i mediów przełamało jako pierwsze w skali ogólnopolskiej Radio Maryja. Wyobraża sobie Ksiądz Profesor Polskę bez Radia Maryja?
– Byłby to krajobraz ponury i nieciekawy.
Zgadzam się w całej rozciągłości. Dziś jadąc do lasu i z powrotem skakałem po stacjach przez jakieś 40 minut. I nie znalazłem nic ciekawszego ponad wypowiedź pewnego pielgrzyma w Radiu M.:
– Bo chodzi o to, proszę ojca, by w zdrowym duchu było zdrowe ciało.

No i kwitujemy jeszcze prasowe pożegnanie z J-23:

Georg Philipp Telemann „Kantaty”. Olga Pasiecznik i Ewa Mikulska. Śpiewy nostalgiczne, nieskończenie smutne, melancholijne. Śpiewaczki wędrują po górnych registrach. Towarzyszą im w tych podróżach ruchliwe – jak to w orkiestrze barokowej – skrzypce. Jedno „A”, „O” czy inna samogłoska wyśpiewywana bywa kilkunastoma nutami. Lekkie jak pianka:

Dymitr Szostakowicz „Symfonia nr 5”. Słucham i czytam „Przewodnik koncertowy”, żeby z grubsza rozumieć, czego słucham. Monumentalizm kompozycji chwytam sam. Również niezwykle rozbudowaną orkiestrę. Niuansów przekształcania głównego tematu – już nie. Z „Przewodnika”: „Temat główny pojawia się teraz w rogach”. I jeszcze, że pierwotny tytuł Symfonii (1937) brzmiał podobno: „Praktyczna odpowiedź artysty sowieckiego na sprawiedliwą krytykę”:

Po co babcię denerwować, Niech się babcia cieszy…

Wieczorem jadę do Polsatu wspominać Klossa. Podobno z Ewą Szykulską.

Nie mogę się ruszyć z domu. Życie zastępcze, czyli skakanie po witrynach:
W Poznaniu druga tura wyborów. Jarosław Gowin poparł urzędującego prezydenta. Czytelnik Głosu Wielkopolskiego: „Na adres mojej babci, nieżyjącej od 14 lat, przyszedł list podpisany przez Jarosława Gowina. Namawia w nim do poparcia Ryszarda Grobelnego w drugiej turze wyborów prezydenckich. Oburza mnie to, bo to nękanie nieboszczyków”.
W liście Gowin pisze, iż autem obecnego prezydenta jest to, że „kocha Poznań”. Sondaże pokazują, że jest to miłość nieodwzajemniona…

A propos. Internet: „Dzięki BOGU i bracią KACZYŃSKIM część tego umęczonego Narodu ocknęła się i usiłuje postawić ten kraj na nogi i godnie żyć nie koniecznie by żyło się lepiej wybranym z PO!”

Fronda. pl: „Już 13 440 osób podpisało list poparcia i podziękowania za „odważną i bezkompromisową postawę” abp. Gądeckiego, broniącego >>nienaruszalnych i fundamentalnych zasad moralnych<< podczas Synodu Biskupów w Rzymie”. Rzeczywiście, dzielna postawa arcybiskupa  (czy jego życie naprawdę było zagrożone?) w naszym katolickim kraju uzyskała rekordowe poparcie.

Katolicki portal PCh24.pl: „W Polsce mamy ok. 35 tys. osób konsekrowanych, a to oznacza, że co tysięczny Polak i Polka jest osobą konsekrowaną. Prowadzone przez nich szpitale, domy opieki społecznej, szkoły i przedszkola, różnorakie dzieła charytatywne, służą społeczeństwu i poszczególnym rodzinom”.
Nie chcę się zanadto napinać, ale to jakiś obłęd z tym konsekrowaniem. Kapłaństwo to taki sam sakrament jak małżeństwo. Ani lepszy, ani gorszy. Ale ksiądz jest „konsekrowany”, a „mąż” czy „żona” już nie. Dlaczego? A z tym poświęceniem dla chorych? A jak salowa, która materialnie żyje gorzej niż siostra zakonna – a w dodatku ma męża i wychowuje dzieci – a do tego „służy chorym”, to co? To kiedy ona ma swój dzień? Dzień Posługi Salowej Konsekrowanej?

WPolityce.pl. Internetowy sposób na zdemaskowanie fałszerstw wyborczych: „Panie Premierze , zróbcie analizę miejsc gdzie było najwięcej nieważnych głosów i wyniki PSL . Dodatkowo w tych miejscach zażądajcie ponownego przeliczenia głosów z grafologami”. Grafolodzy, którzy badają autentyczność krzyżyków…

Nie: „Zaplanowane na 2017 r. Muzeum Polskiej Wódki ma zamiar oddziaływać nie tylko na wzrok, ale również na smak i zapach. To jedyne muzeum na świecie, które jeszcze przed powstaniem ma tyle filii”.

Fakt: „Na tegorocznych targach Sacralia w Poznaniu nowością nie są już podgrzewane konfesjonały. Teraz hitem jest podgrzewana… bielizna dla księży. Kalesony i koszulki ze specjalnym ogrzewaniem mają ochronić księży przed chłodem w kościołach, na pogrzebach czy podczas chodzenia po kolędzie. Bielizna utrzymuje ciepło nawet w temperaturze -15 st. C”.

Bronisław Cieślak w odpowiedzi na pytanie, czy jego serial jest „kultowy”: „- Kultowa to jest Matka Boska Częstochowska”.

Geomatic vs Lagowski „Cosmochemistry”. Geomatic to holenderska grupa z nurtu „cyber-tronic”, ale nie tylko, bo inni muzykoznawcy szeregują ją z kolejnymi przymiotnikami. W każdym razie to nie tylko elektronika, ale i awangarda elektroniki. Brzmi bardzo elektrycznie. Do tego doprawiono te wszystkie echa i pogłosy, które sugeruję, że słuchamy przestrzeni międzygwiezdnej. Problem jednak w tym, że tam nie ma powietrza, więc i dźwięk nie ma się w czym rozchodzić. Ale – nie przynudzajmy. Słuchajmy:

Rinaldo Alessandrini „1600. Concerto italiano”. Bardzo przyjemny moment. Dyrygent i harfista skrzyknął klasyczny skład kwartetu skrzypcowego i postanowił dac zbiorczą ilustrację tego, co w europejskiej (bo jakiej?) wiolinistyce działo się w okolicach roku 1600. Tu wszystko się zaczęło. Kwartet smyczkowy się zaczął i symfonia się zaczęła. Orkiestra daje tzw. przegląd możliwości:

Śmierć w Wenecji / Death in Venice

https://www.youtube.com/watch?v=X4N8B1ggYc4

 

Dirk Bogarde

III i V Symfonia Gustawa Mahlera.

Profesor Gustaw von Aschenbach z Monachium witany z atencją w hotelu na Lido. Przybył, by odzyskać równowagę duchową.
Przywozi z sobą nawet fotografie rodzinne, które rozstawia na meblach i całuje w przystępie czułości.
W Wenecji jest właśnie początek sezonu. A hotel Grand gromadzi najbardziej wytworne międzynarodowe towarzystwo.
Profesor zagubiony, wycofany, zniecierpliwiony ludźmi, którzy go otaczają.
Okazuje się, że jest poważnie chory na serce. Konieczny jest spokój.
Porównuje swoje życie do klepsydry, w której ubywa piasku, ale to jest trudno zauważalne dla ludzkiego oka.

W hotelowej kawiarni wyławia Tadzia, chłopca o delikatnej, dziewczęcej urodzie w mundurku marynarskim. Okazuje się – z Polski. W tym języku toczy się rozmowa przy ich stole. Powłóczyste spojrzenia zaczynają wysyłać sobie nawzajem coraz częściej.
Wątek homoseksualny, ale też próba odmłodzenia się w towarzystwie chłopca. Wyrafinowana kultura pożąda nieskomplikowanej natury.

W mieście według niepotwierdzonych doniesień panuje zaraza. Zaułki dezynfekowane są wapnem.
Okazuje się, że miasto jest zagrożone azjatycką cholerą. Trwa utajniana przed turystami epidemia.

Kompozytor umiera nie osiągnąwszy odmłodzenia.

Śmierć w Wenecji / Death in Venice, reż. Luchino Visconti, 1971 filmweb

J-23 skończył nadawać

Na drogach wiatr i pustka. Z towarzystwa tylko wierzby:

I dal:

W miejscowości Konarzewo, jak w setkach podobnych, pejzaż postindustrialny:

I tabliczki – pamiątki z czasów, kiedy ten postindustrial był jeszcze industrialem:

O 7.30 obudził mnie telefon (pracowałem do 2.00). Dzwonią z Polsatu i pytają, czy mogę potwierdzić, iż Stanisław Mikulski nie żyje. Oczywiście, nie mogłem potwierdzić. Za chwilę dzwoni TVN z potwierdzoną wiadomością oraz że właśnie jestem na wizji (przez telefon). Więc ja trochę ogłuszony, bo jak umiera Kloss, to jest to data, mówię z grubsza co i jak. A potem ogoliłem się, wsiadłem w samochód i już po sznurku: TVN, Polsat, TVPInfo. Już jechałem do lasu jak dopadła mnie jeszcze jakaś gazeta. Pytają mnie dziennikarze, ludzie młodsi ode mnie o jedno, a nawet dwa pokolenia. Dla nich to jest jeszcze jeden news, nieledwie ciekawostka. A dla mnie ta wiadomość jest jak requiem. Dla dzieciństwa, młodości…
Internet: „J 23 został wyeliminowany- na szczęście mamy Antoniego”.

Koniec odsłuchiwania powieści „Pochłaniacz” Katarzyny Bondy:

Napisane nienajgorzej. Mnóstwo wątków, dygresji, ale poprowadzone zostało to przejrzyście. Autorka panuje.
Atut: pokazanie w przekroju czasowym przestępczego podziemia od początku lat 90. do teraz. Policjanci stają się gangsterami, gangsterzy biznesmenami itd. Sędziowie i prokuratorzy raz są po jednej, raz po drugiej stronie. Zależy, jak im wygodnie. Granice miedzy tymi światami bardzo płynne.
Praca profilerki, zbyt mało doceniana. Tworzy obraz zabójcy, dopasowuje do podejrzanych.
Sporo informacji operacyjnych, np. o roli zapachu jako poszlaki (tu: psi nos).
O strukturze i genezie piramidy finansowej.
Nieco o światku twórców disco polo.
Najsłabsze: o alkoholiczne, sposobach leczenia, o AA. Jak z podręcznika.
O księdzu, który z ambony mówi, który dostojnik kościelny proponował mu seks i w zamian za co i zostaje w stanie kapłańskim, choć na podrzędnej parafii. No, tak dobrze to jeszcze u nas nie jest.
Jak rozmawiają policjanci, od razu słychać, że dialog pisze kobieta: faceci się tak nie przekomarzają. A już zwłaszcza gliny.
No i ofiara morderstwa, piosenkarz z Wybrzeża, nie musi się nazywać Janek Wiśniewski. Nawet jeżeli „padł”.

Tangerin Dream & Brian May „Starmus – Sonic Universe” (2013) 2CD. Po staremu – wszyscy zdrowi. Tangerine gra tymi rozlewnymi plamami dźwiękowymi. Taktuje to nienachalny rytm. Dokłada się gitarzysta Queen, ale raczej nie jako rockman. Gra długie, pogłosowe solówki, wtapia się w te syntezatory, nie zaburza nastroju. Na koniec daje tylko „We Will Rock You”. Ale nie szkodzi:

Niemen „Mourner’s Rapsody” (1974). Próba wejścia dzięki angielskim tekstom na zachodni rynek. Jazz-rock. Pełna ekspresja, Niemen wyciąga z gardła wszystko, co możliwe. Pomagają nieźli instrumentaliści: John Ambercrombie, Michał Urbaniak. Sam też na klawiszach. Śpiewa nawet Norwida po angielsku. Największe szanse miał podobno wówczas, gdy przymierzano jako wokalistę dla Blood Sweat & Tears. Ale i z tego nic nie wyszło:

Rzymskie wakacje / Roman Holiday

https://www.youtube.com/watch?v=i3qnLPVBdWM

 

Gregory Peck, Audrey Hepburn

Film startuje od widoków Rzymu: Placu Św. Piotra, Koloseum, Forum Romanum, ukazanych w słońcu, jak z pocztówki. Napisy początkowe upewniają widza dodatkowo, iż „wszystkie zdjęcia wykonane były w Rzymie”.

Księżniczka Anna, następczyni tronu z jednego z najznakomitszych krajów Europy (nigdy nie dowiemy się jakiego) z wizytą w Rzymie.

Rzym pokazany jest organicznie, z jego klimatem, mieszkańcami: staruszkiem-kamienicznikiem, taksówkarzem, fotografem prasowym, sprzątaczką, fryzjerem, sprzedawcą kwiatów. Wszyscy przedstawieni w krótkich, często farsowych scenkach. Nie szkodzi, że powielają obiegowe informacje o mieszkańcach Wiecznego Miasta – to przecież tylko bohaterowie lekkiej komedii. A zwykła rzymska ulica z jej mieszkańcami to cała sekwencja.

Scena najbardziej znana – przy Ustach Prawdy – kłamca, który włoży w nie rękę, straci ja na zawsze. Kłamią oboje, ale w dobrej wierze – wychodzą z próby cało.

Kochankowie, którzy przed sobą udają kogoś innego:  „Królowa Krystyna”, „Pod dachami Paryża”,  „Nieoczekiwana zmiana miejsc”, „Ich noce”.

Rzymskie wakacje / Roman Holiday, reż. William Wyler, 1953 filmweb

I ja pobiegłem w tę mgłę

Na to wszystko jeszcze tylko mgły brakowało. No to jest mgła:

Mówię do Doroty, żeby dała coś do jedzenia. A ona, że jak skończy oglądać turecką telenowelę. Przeraziłem się. Przecież tureckie telenowele nie kończą się nigdy.

Czytam, że ukazała się książka Mariusza Soleckiego „Literackie portrety żołnierzy wyklętych”. Autor pokazuje w niej kilka postaci „wyjątkowo odrażających”, jak mówi w wywiadzie. To Tadeusz Konwicki, Aleksander Ścibor-Rylski, Jerzy Andrzejewski, Witold Zalewski. Oni są winni temu, że bojowców z AK, NSZ mieliśmy za bandytów, w najlepszym razie za ludzi przegranych. Konwickiego przeczytałem wszystko, Ścibora czy Zalewskiego prawie wszystko. W tej „odrażającej” literaturze jest to jednak trochę bardziej wycieniowane.
A poza tym – czemu autor nie wspomina o Różewiczu („Do piachu”)? Jak jechać, to po całości.

Jacek Kleyff („Rozmowa”):

… Mamy już ponad pół wieku spokoju, a nawet dwadzieścia lat wolnej Polski. Natomiast laureat literackiej nagrody Nike, niejaki poeta Rymkiewicz pisze, że tak długo ten kraj nie będzie wolny, aż krwią na nowo nie spłynie, bo w 1989 roku w Polsce trzeba było zacząć od wieszania komunistów jako fundamentu nowej wolności. Mnie to pachnie wczesnym hitleryzmem, jego uczniowie zaś w pieśni masowej dodają do tego: „Ojczyznę wolną racz nam zwrócić, Panie”. Bo musi być ofiara. O co tu chodzi?

Mała dygresja, było bardzo śmiesznie, bo wpuścili na mównicę wiekowego obywatela, który mówił: „Jeste poeto. Nazywa się Stanisła Rysza Dobrowolskie. Powie wierszyk. Warszawski wróbel, grudka szara, przysiadł na tretuarze / A wiesz, miła, na Łazienkoskej już azfaldy kładom / I dlatego wstyd mie, wstyd, za tych z Radomia, z Lublina, z Ursusa…” – tu się zająkiwał i zaczynał od nowa to samo. „Jeste poeto…” – i tak dwa razy do końca. Widzę, jak się Józef Kępa, pierwszy sekretarz KW PZPR, i inne aparatczyki z kwaśnymi minami wychylają i patrzą w bok na niego, i w końcu ktoś go odciąga od mikrofonu.

Jan Dismas Zelenka „Missa Sanctissimae Trinitatis”. Na dworze Augusta II J.S.Bach odpowiadał za oprawę muzyczną nabożeństw protestanckich, a Helenka (+1745) – katolickich. Mszy skomponował sporo. Ta (1736) brzmi niespokojnie, jest pełna porywów. Muzyka burzy się i pieni. Rozmach, inwencja, poryw. Bach bywał – na moje ucho – znacznie bardziej zrównoważony:

Apocalyptica „World’s Collide” (2007). No i Apocalyptica nie gra Metalliki na czworo skrzypiec albo i nie. Samodzielna płyta. Jak zwykle ciężkie brzmienia, ale do czasu. Bo za chwilę odzywa się tu pogodna wokaliza albo solówka, która nadawałaby się na refren przeboju. Tyle, że zatopiona jest w ciężkim graniu. Zawsze mnie zdumiewało, jak łatwo ten ciężki rock adoptuje melodyjki, które dzieciaki mogłyby śpiewać w przedszkolu.
W każdym razie znawcy nazywają to „neoclassical metal” – cokolwiek to znaczy: