Ogłoszenie w markecie na Górczynie: „Alkoholu na raty nie sprzedajemy”.
Dzwonek do drzwi. Pan z kołonotatnikiem. Że akcja, że zbiera na dzieci z autyzmem. Ja szperam w portfelu, a on od razu, że nie przyjmuje wpłat niższych niż 20 zł. Ja na to, że nie mam. Sam bilon, bo za wszystko płacę kartą. Więc on jednak daje się ubłagać i z największym obrzydzeniem przyjmuje 5 złotych. Jakoś nie mam przekonania, że jakikolwiek autyk cokolwiek z tych pięciu złotych zobaczy.
W Poznaniu zapowiadają targi Sacralia (wyposażenie kościołów, sprzęty liturgiczne itd.) „Dla osób duchownych wstęp wolny”.
Polsat się pyta, jak to jest z tymi tłumaczeniami angielskich tytułów filmowych. Bardzo prosto: polski odpowiednik musi przekonać widza użyciem atrakcyjnych słów. Mamy więc niepoliczone ilości tytułów z „atakiem”, „pogonią”, „napadem”, „ucieczką” itd. Często się dublują. A kiedyś nazwali film „Love Story”, nikt nie tłumaczył, a i tak wszyscy wiedzieli, o co chodzi.
W ramach rozhuśtywania pióra zadaję studentom krótki tekścik pod pretekstowym tytułem: „Co mnie ostatnio zaskoczyło”. Nie chodzi o treść, ale o formę wypowiedzi, ponieważ ćwiczymy wysławianie się w języku polskim. Temat to tylko pretekst do pisania. I znajduje się kilku, którzy zapodają: „Ostatnio nic mnie nie zaskoczyło”. I odfajkowane.
Przypomina się żydowski mędrzec Ben Akiba z I wieku n.e., który wsławił się zdaniem: „Wszystko już było”.