Na zajęciach z „Języka wypowiedzi prasowej”, kiedy próbuje wskazywać na błąd czy niezręczność w wypowiedzi: „Przecież pan i tak wie, o co mi chodzi”. Nie skutkuje powtarzanie, że muzyk mógłby fałszować i tłumaczyć melomanom: „Przecież państwo i tak wiedzą, jaka to melodia”. A chirurg: „Przecież państwo rozumieją, że chodziło o wycięcie wyrostka, a że dziabnąłem kawałek dalej…”
Działa jedynie przestroga: „Jak się widowiskowo rypniesz, zapamiętają ci to do końca życia”. Jak pewnej pani z prasy poznańskiej. Pół wieku opisywała wypadki drogowe i pies z kulawą nogą nie zapamiętał z tego pół zdania. Do dnia, w którym wystukała: „Nagle kierowca poczuł, że jego maluch stanął”. To zapamiętali absolutnie wszyscy. I pamiętają do dziś.
Wcale więc mnie nie dziwi, że szacowny, samorządowy „Monitor Wielkopolski” drukuje z pasją wystąpienia swego ulubionego radnego (niech imię jego będzie zapomniane):
O hodowli norek: „Trzoda ledwo dyszy!’
„Będę optował przy swojej opcji.”
„Nie można powiedzieć, że tylko parę osób ma panaceum na prawidłowe pisanie wniosków.”
„Życie jest bezcenne. Na tym świecie przynajmniej.”
W sklepie zgarniam z półki wino o nic nie mówiącej mi nazwie „Istra”. Nie szkodzi, smakoszem nie jestem. Ale bym się poduczył. Więc czytam na wyklejce: „Doskonałe w towarzystwie pieczonych, bardziej przyprawionych dań mięsnych, dziczyzny, serów jak i do samodzielnego spożycia.” No więc tak pouczony powinienem teraz poczekać na dziczyznę. Ale jak, skąd tu ją wziąć wieczorem? Pozostałem więc przy najmniej polecanym sposobie zasmakowania w rzeczonym winie. „Spożyłem samodzielnie”, bez dziczyzny, czego się bardzo wstydzę.