Jak się człowiek przejdzie główną ulicą Jastrzębiej Góry w 33 stopniach w tym niewiarygodnym jazgocie, smrodzie przypalonego oleju do frytek i w tłoku, to bez skierowania do psychiatryka.
A tu Festiwal Whisky.:
Który wymaga prelekcji o związkach tego trunku ze sztuką filmową.:
Impreza, że hej! Na środku specjalnego sektora regularne igloo z lodu. Skubie się go, odłupuje i hop do drinków! Ja się, niestety, tego nie tykam, bo 70 volt to dla mnie – starego pijaka – jednak stanowczo zbyt wiele. Nie te lata…:
Zrobiłem sobie tylko zdjęcie „na ściance”. Pomarzyć dobra rzecz.:
Oblegane są sklepy z militariami. W promocji strój maskujący dla snajpera. Dorota dałaby każde pieniądze, żebym wystąpił w nim podczas prelekcji.:
Informacja w miejscowym samie. Ale chyba niezbyt ścisła. Według moich doświadczeń wyroby alkoholowe wprawdzie nie podlegają wymianie, ale często podlegają zwrotowi.:
Mieszkamy nieopodal tej ulicy. Melomani z Jastrzębiej Góry znani są ze swej zajadłości – nazwali ulicę imieniem żyjącego kompozytora. Jak oni muszą kochać „Pasję według św. Łukasza”! Choć z głośników leci tu całkiem co innego. Ale też w sumie doprowadza do pasji. I już by człowiek wolał „Tren pamięci ofiar Hiroszimy”.:
Jak tu pięknie przystosowali starego citroena. Myśmy się chcieli naszego pozbyć, ale to nam podsunęło pomysł.: