W żółtych płomieniach liści

Rankiem słońce nisko zawieszone daje po oczach, co budzi mocniej niż kawa:

Z liści wydobywa te słynne „żółte płomienie”:

A ja skaczę między kałużami. Myślałby kto – Kałużyński!:

Potencjalna żona do rolnika z kultowego programu telewizyjnego: „- Na pewno idzie się w tobie zakochać.”

Wczoraj pisałem tu o kradzieży roweru w Jarosławiu. To wszystko pomyłka i to z mojej winy! Bo ja, idiota, nieuważnie przeczytałem tytuł notatki. A brzmi on: „Tuż po okradzeniu piwnicy nagrał go osiedlowy monitoring”. Więc to „monitoring” ukradł, a potem nagrał faceta na rowerze. Szanownego pana w czerwonych rękawiczkach z serca przepraszam. Nic mnie nie usprawiedliwia.

W poznańskim Radiu Merkury odpowiadam na pytanie o kompulsywne natręctwa w filmie. Najwięcej o Miauczyńskim, bohaterze kilku filmów Koterskiego. Miauczyński pielęgnuje małe paranoje, żeby nie ulec tej największej. I tymi paranojami odgradzają się od innych. Bo co inni gorsi od trądu. Mówię coś koło tego: „Bliźni dookoła modlą się o jedno – żeby Pan Bóg spuścił wszystko złe na sąsiada: >>Żeby mu okradli garaż, żeby go zdradzała stara, żeby mu spalili sklep, żeby dostał cegłą w łeb, żeby miał aidsa i raka, oto modlitwa Polaka<<. W tej sytuacji wykonawszy dowolną czynność w siedmiu częściach Adaś na przemian klnie i wzywa imienia Pana Boga. Nigdy nie wiadomo, co bardziej pomoże”.

Tomasz Stańko z zespołem „Balladyna”. Muzyka niedograna, zaczątkowa. Wrażenie, że słucha się przymiarki. Łomoty, popiskiwania, szelesty, szmery.  Jak się jakiś instrument wyrwie z solówką, to zaraz zacicha. Jak by wszystko miało się dopiero stać, wydarzyć. Słuchałem tego przez słuchawki siedząc niedaleko barku w kawiarni. Stukały opłukiwane filiżanki, szumiał ekspres do kawy, w tle gwar rozmów. Pogłem podkręcić głos, a zrezygnowałem. To murmurando zrobiło się tylko bogatsze.
To któraś z kolei płyta Stańki z zespołem na przestrzeni ostatnich lat. Za każdym razem zadaję sobie pytanie: jak oni te płyty rozróżniają?

Jazz Ptaszyna ma w sobie coś z elegancji. Na początku on sam podaje temat, najczęściej dość prosty. Ma się wrażenie, że za chwilę zabrzmi kolejna piosenka Alibabek, dla których pisał. Potem grzeczne solówki i finalna repryza. Wiele w tym stylu i równowagi. Ta muzyka nie atakuje, nawet zbytnio nie absorbuje. Ona uprzyjemnia. Ptaszyn Wróblewski Quartet „Real Jazz”:

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *