http://www.youtube.com/watch?v=I7-xcuE3YgI
Jeszcze jeden atak terrorystów na Biały Dom. Bohaterski prezydent i pewien zwykły człowiek, który się wkurzył. Angielskie przysłowie: „Strzeż się zemsty spokojnego człowieka”.
Z filmów wynika, że nic prostszego jak zająć Biały Dom w kwadrans.
Emmerich to specjalista od operacji filmowych kategorii mega. Jak „Godzilla” na przykład.
Zapracowana agentka Secret Service: „Chodzę na kofeinie i patriotyzmie”.
Po czym poznajemy, że czas płynie? Po tym jak aktorzy się starzeją. James Woods posiwiał całkiem i brzydko obwisa mu podgardle.
Szef ochrony Białego Domu przypomina, że za tydzień odchodzi na emeryturę i zastrzega: żadnych tortów pożegnalnych, bo tego nie znosi. Wtedy wjeżdża tort. „- I hate you all”.
Przewodnik oprowadzający po Białym Domu: „- Co państwa szczególnie interesuje?” Pani z Nebraski: „- Tunele, którymi prezydent Kennedy przemycał Marylin Monroe”.
Terrorysta w przerwach słucha V Symfonii. U nas w „Psach” taki słuchał „Ody do radości”.
Szef terrorystów w trakcie negocjacji (bo zakładnicy itp.): „- Załatwmy to przed lunchem”.
Wiceprezydent w chwili krytycznej składa przysięgę i kończy: „- So help me God”.
„- Prezydentura? Liczy się tylko reelekcja i ukrywanie brudów”.
W filmie: „- Ile mam czasu”? „- Osiem minut”. To osiem minut na ekranie trwa prawie pół godziny. Magia ekranu.
„ – Mówię to jako prezydent, z całą przynależną temu stanowisku władzą: Fuck you!”
Świat w płomieniach / White House Down, reż. Roland Emmerich, 2013