Do powiedzenia nie ma literalnie nic. Nie pamiętam, żebym kiedyś doświadczył podobnego stanu: człowiek gapi się na ścianę naprzeciwko – bez żadnej myśli, bez pragnienia czegokolwiek – i przyłapuje się na tym, że jest mu z tym dobrze. I niczego innego nie pragnie. Sadzę, że to głos organizmu. Mówi, że ma dość.
W latach 80. miałem pokój w uniwersyteckim „hotelu asystenta” i dostęp do tanich pokoi gościnnych. Robiłem z tego taki użytek, że zapraszałem moją szkolną koleżankę Ewę z jarosławskiego liceum, która była tam pielęgniarką w szpitalu. Ale miała tęsknoty do wielkiego życia. Ona sobie odkładała trochę pieniędzy, wpadała do mnie na kilka dni i „szła w miasto”. Głównie do nocnych lokali, do których ja bym nie poszedł, bo mnie to nie bawiło, a zwłaszcza, bo mnie nie było stać. Ewa wiedziała, że tych kilka dni zabawy muszą jej zrekompensować ze dwa miesiące nudy na oddziale. Więc szalała do spodu. Wracała i mówiła „- W Moulin Rouge na Kantaka o trzeciej nad ranem mój organizm odmówił posłuszeństwa”. I tu podkreślała z całą mocą: „- Nie ja! Tylko mój organizm!!”
Polsat pyta o „Wołyń”. Pan redaktor Szymon Kiepel (od dawna poznaję po głosie, jak tylko odbieram telefon) mówi, że ma długą listę pytań. Nie szkodzi, i tak pokażą, jak zwykle, pół zdania. Tylko, jak zwykle, trzeba nagadać parę „połówek”, żeby mieli z czego wybierać.: