Drodzy Państwo,
Sporo w programie muzyki z lat 70., pomyślałem więc, ze pogadamy o tej dekadzie. Ale nie – broń Boże –cytując podręczniki historii. Pogadamy jak u cioci na imieninach, o tym i o owym, bo to ostatecznie sobota.
Rok 1971, pierwszy rok rządów Edwarda Gierka, przywitał rodaków pierwszą obniżką cen. Na razie skromnie, bo tylko obniżką cen jajek. Od 19. stycznia o 30 groszy obniżono cenę tzw. jaj świeżych, na skorupce przybijano im trójkątną pieczątkę w kolorze czerwonym. Jajko kosztowało nie 3 złote, a tylko 2, 70. Jednocześnie o 20 groszy obniżono ceny tzw. jaj chłodniczych i wapniaków, w ówczesnej nomenklaturze handlowej – „znosów kurzych przechowywanych w wapnie”. Odpowiednio – pieczątka granatowa i czarna, bo jaja bez pieczątki były nieważne. „Znosy kurze” nawet po przecenie kupowane były niechętnie, bo strasznie jechało od nich siarkowodorem.
Ale obniżki cen nie mogły trwać w nieskończoność. 12 sierpnia 1976 roku rozpoczęto sprzedaż cukru na kartki. Oczywiście kartka nie nazywała się kartką, lecz „biletem towarowym”. Biletem na dwa kilo cukru miesięcznie po 10,50 za kilogram. A komu było mało, mógł dokupić cukru po cenie tzw. komercyjnej – 26 złotych za kilogram. Szybko się okazało, że wiele osób wcale nie potrzebuje nawet swego przydziału kartkowego i chętnie przehandluje swoje kartki. Na te kartki było sporo chętnych i wtedy nastał na rynku prawdziwy kataklizm – ze sklepów wykupiono wszystkie zapasy drożdży.
Ciśnieniu epoki podlegali też Bolek i Lolek. Pod koniec lat 70. wyprodukowano siedmioodcinkowy serial „Bolek i Lolek wśród górników”. Na ekrany wszedł, stety niestety, z poślizgiem w roku 1980, kiedy Gierek, „pierwszy sztygar Polski Ludowej”, jak go tytułowano, przechodził właśnie do historii. Kilka lat później kolejny pech. Pod kątem Olimpiady w Los Angeles w 1984 nakręcono serię „Olimpiada Bolka i Lolka”, a tu Związek Radziecki i inne kraje demokracji ludowej postanowiły zbojkotować igrzyska i Bolka i Lolka pokazywano po kawałku i niechętnie.
Motoryzacja. Tygodnik Polityka w roku 1971 próbował rozerwać swoich czytelników quizem, w którym padało pytanie: „Które z wymienionych krajów importują samochód Warszawa? A) Indie, B) Kolumbia, C) Mongolia, D) Grecja. Odpowiedź prawidłowa: Kolumbia i Mongolia.
Rok 1972 – uroczyste obchody stulecia urodzin Feliksa Dzierżyńskiego. Portret „żelaznego Feliksa” pojawiał się na wszystkim: od cepeliowskich gobelinów, przez etykiety zapałczane – tu kłaniają się Zakłady Przemysłu Zapałczanego w Częstochowie – po znaczki pocztowe. Przystąpiono, a jakże! – do kręcenia filmu. Dzierżyńskiego zagrał Piotr Garlicki, którego obecnie możemy podziwiać w roli doktora Trettera w serialu „Na dobre i na złe”. Tak nawiasem przypominamy, że przed Garlickim Dzierżyńskiego w polskim filmie zagrał Gustaw Holoubek, a po Garlickim – Krzysztof Chamiec. Proszę łaskawie pamiętać, że w tych latach filmy dozwolone były od lat 7, 14, 16 i 18. Z tym, że w przypadku filmów o Dzierżyńskim nie stosowano żadnych ograniczeń wiekowych.
A propos Dzierżyńskiego. W roku 1973 w Związku Radzieckim przeprowadzono masową wymianę legitymacji partyjnych. I teraz Włodzimierz Lenin otrzymał – naturalnie pośmiertnie – legitymację z numerem 000 000 01, a ówczesny I sekretarz Partii Komunistycznej, towarzysz Leonid Breżniew, legitymację z numerem 000 000 02.
W czerwcu roku 1978 doszło do wydarzenia niesłychanego Polska Rzeczpospolita Ludowa stała się czwartym krajem – po Związku Radzieckim, Stanach Zjednoczonych i Czechosłowacji – którego obywatel odbył lot kosmiczny. Bo później w ramach programu Interkosmos latali kolejni przedstawiciele krajów demokracji ludowej, konkretnie: Wietnamczycy, Afgańczycy, Enerdowcy, a nawet Mongołowie. Ale na razie na osiem dni poleciał major Mirosław Hermaszewski, choć wybuchła o to kłótnia w rodzinie, bo Gierek żądał, by Polak leciał w kosmos jako trzeci, a nie czwarty. Ale Breżniew wytłumaczył mu, że to będzie bardzo politycznie, jak się wyśle Czecha dokładnie w dziesiątą rocznicę bratniej pomocy, jakiej wojska Układu Warszawskiego udzieliły Czechosłowacji w roku 1968. Kiedy więc major Hermaszewski zdrowy i cały wrócił z kosmosu, z miejsca awansowano go na podpułkownika, w Związku Radzieckim odebrał Order Lenina, a w Polsce poloneza. W kosmos major Hermaszewski zabrał tylko rzeczy najpotrzebniejsze, co zrozumiałe. Jednak obok przyborów kosmonauty na jego wyposażeniu znalazły się drobiazgi sentymentalne, z którymi major nie umiał się rozstać nawet na te osiem dni. Podaję listę:
– zdjęcie Edwarda Gierka
– ziemia spod Lenino i z Warszawy
– miniaturowe wydanie Manifestu PKWN i Konstytucji PRL
– znaczki VI i VII Zjazdu PZPR
– plakietka Szpitala-pomnika Centrum Zdrowia Dziecka
– proporczyki: PZPR, Frontu Jedności Narodu, ZBoWiD-u, Towarzystwa Przyjaźni Polsko-Radzieckiej, Federacji Socjalistycznych Związków Młodzieży Polskiej, Ludowego Wojska Polskiego, Huty Katowice i Gazociągu Orenburskiego z Syberii.
No tak, proszę łaskawie pamiętać, że wśród 36. postulatów, jakie strajkujący stoczniowcy przedstawili władzy w sierpniu 1980 roku, był punkt 14.: „Zlikwidować niepotrzebne dla PRL wydatki typu Hermaszewski”. Dlaczego? Wyjaśniała to rymowanka uliczna: „Przez to, że w niebo lata, nie ma mięsa ani gnata”.
Ale nam od kosmosu bliższa jest muzyka. Odnotowujemy więc fakty fundamentalne. Otóż w roku 1971 nauczyciel z Radomska nazwiskiem Cielęcki opublikował w „Gazecie Radomszczańskiej” artykuł, w którym pisał wyraźnie, że Czesław Niemen po koncercie w tym mieście wypiął na widownię gołą pupę. Niemen wniósł sprawę o zniesławienie, bo niczego nie wypinał. Mecenas Tadeusz de Virion wygrał sprawę i nauczyciel musiał przeprosić Niemena na łamach „Gazety Radomszczańskiej”. Z tym Radomskiem musiało być coś nie teges, bo po występie w tym mieście kilkumiesięczny zakaz pojawiania się na estradzie odebrał śpiewak ludowy Kazimierz Grześkowiak, ten od „Chłop żywemu nie przepuści”. Po pierwsze dlatego, że był mocno wstawiony i widownia musiała mu podpowiadać jego własne teksty. A po drugie dlatego, że wygłosił cytat z „Dziadów” Mickiewicza, który powtarzała po nim cała Polska. Podajemy go w wersji złagodzonej. Otóż Grześkowiak chwiejąc się znacznie stanął przed widownią, rozdarł koszulę na piersiach jak Rejtan i na całe gardło zawołał:
„Ciemno wszędzie, głucho wszędzie
Czy tak – kurczę – zawsze będzie?”