Satanista pod kluczem

Jakaś dobra dusza poinformowała, że tego profanatora z Kalwarii już mają. To „19-letni mieszkaniec powiatu przemyskiego”. Jak on ma 19 lat, to raczej nie zdążył zostać świadomym sługą szatana. Poza tym, jak policja wyłowiła go z „powiatu przemyskiego”, to on jest z wiochy, do tego musi być znany organom. Bo organy wpadają do wioski i pytają: „- Kto mniej więcej mógł taki obraz zniszczyć?” I miejscowi mówią: „- To chyba Głupi Jasio, bo kto by inny?” Idą do wioskowego głupka, tam na podłodze kawałek ramy od obrazu. Jasiowi zadają ze dwa pytania, on rozumie pół jednego, ale wychodzi na to, że jednak poszedł i zniszczył. Dlaczego? Bo mu się we łbie zakotłowało (pewno nie na trzeźwo) i tak samo z siebie wyszło. Dalej: czy Jasio słyszał słowo „Szatan”, „satanizm”, „profanacja” itp. Jasio, że słyszał, tylko nie całkiem kuma, co to takie jest.

Wspomnienia z Kalwarii. Po kawałku. Lata 80-te, sierpniowy upał, ludzka rzeka sunie wąską drogą. Nad tłumem kołyszą się feretrony. Dziesiątkami tysięcy głosów rozbrzmiewa pieśń „Róża lelija, Jezus i Mareja, ciebie uwielbia cały świat”. W rowie przydrożnym siedzi chłopak, na oko – zmęczony pijaństwem i głębinowym kacem. Na kolanie obtłuczona gitara. Uderza proste akordy i uparcie śpiewa, choć przecież dociera do niego, że nikt nie może tego słyszeć. Najnowszy przebój: „Nie wierz nigdy kobiecie…”

Na portalu Fronda.pl ważki tekst o tym, że pocałunek jest grzechem śmiertelnym, a więc skazującym całujących się „na wieczne piekło”. Tylko, że są różne rodzaje pocałunku, w tym te najgorsze – z języczkiem. Jak miałem 16 lat, był to problem fundamentalny. Pamiętam jak koleżanka z klasy, Ania Skóra, podeszła do mnie skrajnie zażenowana, zawstydzona, a jednocześnie śmiertelnie przerażona (wieczne piekło!) i pyta: „- Ty, słuchaj, ty tam jesteś bliżej tych spraw kościelnych – czy całowanie się z chłopakiem to grzech śmiertelny?” Nie pamiętam, co odpowiedziałem.
Pamiętam jednak, co na to pytanie odpowiadał ks. prałat Bronisław Fila, legenda katolicyzmu jarosławskiego: „- Jak ty się całowałeś, to ty już dobrze wiesz!”

Jak w czasach licealnych była impreza i ktoś coś tam opowiadał, do dobrego tonu należało spytać: „- Ile razy to było?” Wówczas wszyscy w śmiech. Dlaczego? Bo to pytanie każdy i każda dostawała na spowiedzi. A nie chodziło tu np. o kradzież czy kłamstwo. „To” znaczyło tylko jedno.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *