Redaktor Tomasz Sekielski odczuwa przemożna potrzebę zerwania kurtyny, za którą polski rząd i rozmaite agencje wywiadowcze robią brudne interesy kosztem społeczeństwa. Mógłby się oburzyć w radiu lub w gazecie, ale on wybrał potoczystą powieść sensacyjną z kluczem. Słusznie. Fabułka dłużej trzyma się pamięci. A w fabułce sami swoi, choć pod innymi nazwiskami.
Rząd jest tylko klubem dyskusyjnym. Rozmaite agencje wywiadowcze kręcą nim, jak chcą. Premier podejmuje decyzje w zależności od tego, jaką teczkę mu akurat podsuną. Bo to jest kurek na wietrze – kalkuluje w kategoriach kadencji. Tej, najwyżej następnej. A wywiad działa w perspektywie wielu dziesięcioleci. Rozumie, że opłaca się zainwestować w młodego, wybijającego się działacza. Wesprzeć finansowo (pensyjka z rady nadzorczej), wysłać na stypendium, przyspieszyć karierę… A jednocześnie cyknąć parę kompromitujących fotek, zebrać podpisy, że wzięło się fundusze na kampanię. I tak zaopiekowany działacz wspina się, a papiery sobie grzecznie czekają. Na moment, kiedy agencja wywiadu wyrazi zapotrzebowanie, by – teraz już premier – podjął decyzję po jej myśli. Bo jak nie… Zresztą, po co te nerwy? Media to pięknie uzasadnią, bo tam też pełno redaktorów, którzy siedzą na dwóch stołkach.
A po myśli wywiadu jest, by Polacy nie przelewali w Iraku krwi na darmo. Tylko żeby władze Iraku dopuściły polskie spółki do eksploatacji złóż naftowych. Nafta za krew. Tylko, że to wprawdzie są spółki polskie, ale bynajmniej nie kontrolowane przez skarb państwa, lecz przez inwestorów prywatnych. A w praktyce przez wysokich oficerów wywiadu. Forsę wykłada jednak nie pułkownik wywiadowni (po kursach w KGB), lecz dorobiony biznesmen. On też nie wziął się znikąd. Kiedy zaczynał, był drobnym, choć obrotnym kryminalistą. Więc pchnęło się go na zachód, by tu nie lazł sędziom przed oczy. By raczej inwestował pieniądze, które głupi rząd pakował w FOZZ. On coś tam skubnął dla siebie i teraz okupuje szczyty list najbogatszych. Stać go nawet na własną telewizję, która co wieczór pakuje rodakom do głów sieczkę. Oni zresztą w swej masie za tym przepadają.
Ale – jak w dobrym thrillerze – w tej układance namiesza pewien kliniczny wariat i agenciak, któremu już wszystko się poplątało i nie wie, komu służyć. No tak, jak polityka oszalała, to najlepiej napuścić na nią wariata.
Wreszcie uroczy drobiazg. W trakcie operacji pewien agent dostaje kryptonim „Malik” i za cholerę nie rozumie, dlaczego. My wiemy. To oczywiście z filmu Jacka Bromskiego „Zabij mnie glino” ze środkowym Lindą. Bo jak ktoś czyta kryminały Sekielskiego, to ogląda też kryminały Bromskiego. I odwrotnie.
Tomasz Sekielski, Obraz kontrolny, Rebis, Poznań, 2013 LINK
„Uważam rze”