Już się zanosiło, że czas – jak zwykle – nie pozwoli udać się w plener, więc fotografowałem pejzaże studentów, którzy uczą się malować na mojej Uczelni (oczywiście nie ja ich tego uczę).:
W radiu zrobiłem kolejną w swej karierze fotografię artystyczną. Mgliście odbijam się w szybie reżyserki studia im. Krzysztofa Komedy.:
Ale potem udało się nieco pohasać po polach pod Konarzewem.:
W radiu rozmawiam z panem Jackiem Hałasikiem, znanym wielkopolskim regionalistą, mistrzem gwary poznańskiej. Pytam, czy nie próbował przekładać Pisma Świętego na gwarę. Nie próbował i na przykładzie wyjaśnia dlaczego. Najpierw opowiedział o stworzeniu świata w gwarze góralskiej, co było urocze. A potem to samo „po naszymu”. Niesmak.
A radiu audycja o poznańskim poecie Wincentym Różańskim, przyjacielu Stachury. Mieszkał na Górczynie, dwie ulice dalej. Proponowali mu, żeby pojechał tu czy tam, ale on nie lubił się ruszać z Górczyna, bo tu się czuł najlepiej. Ja odwrotnie.
Aktor Marek Frąckowiak („Ale dmucha! Dmuchał pan kiedy w taką pogodę, panie kolego?”) opowiada w prasie o swym raku, alkoholizmie i żonie. „To chodząca kobiecość, ten błysk w oku i biust, jak Sophia Loren, tylko mniejszych rozmiarów – wyznał aktor”.
Myślę, że gdyby Pan uczył tych studentów, pejzaże te byłyby bardziej realistyczne …
Miła Pani,
byłyby hiperrealistyczne. Jak moje ulubione malarstwo, które jest do kupienia po przystępnej cenie w sklepie chińskim.