Podobno najlepszy horror zeszłego roku, czyli “koszmar minionego lata”.
Reżyser to ten od “Piły” sprzed 10. lat. Akcja w początkach lat 70. minionego wieku.
Oczywiście dom na pustkowiu, do którego wprowadza się rodzina. Pies czuje więcej i inaczej niż ludzie – wzbrania się wejść. Zdycha. Wszystkie zegary w domu zatrzymują się o tej samej godzinie. Stuki. Kopanie śpiących. Duch najpierw przemawia do dzieci, bo one maja inną wrażliwość.
Mieszkańcy wzywają na pomoc małżeństwo fachowców od demonów (z kościelną licencją). Ci diagnozują mniej więcej tak: no to ładnie się władowaliście. I wówczas widz rozumie, że to naprawdę poważna sprawa.
Demon się przyzwyczaił do mieszkańców i pójdzie za nimi wszędzie. „To jak nadepnięcie na gumę do żucia. Zabierasz ją ze sobą.” Konieczne egzorcyzmy miejsca.
To ciekawe – demon wchodzi w przykładną żonę i matkę bez najmniejszego aktu woli z jej strony. Ot, tak od jednego chuchnięcia. Jak by złapała jakiegoś wirusa czy cos podobnego.
Problem w miejscach, gdzie ktoś w sposób gwałtowny rozstał się ze światem. Cóż, każdego dnia mijamy setki miejsc, w których ktoś zginął w podobny sposób. Wystarczy się przejechać samochodem po mieście, a miniemy setki o ile nie tysiące miejsc, w których ludzie zginęli gwałtowną śmiercią. I jakoś tam – odpukać – nie straszy.
Duchy i demony mieszkają w strefach zapomnianych – strychy, piwnice, składziki. I niech tam zostaną: rzadko tam bywamy.
Ciekawe rozważania o życiu pozagrobowym. Pójdźmy dalej – skoro duchy przechodzą przez ściany, to dlaczego nie spadają przez podłogę?
Cóż, nie ukrywam, że rozważania o życiu pozagrobowym to moje hobby. A dlaczego duchy przechodzą przez ściany? Bo idą na współpracę: łatwiej to filmować nić opcje typu strych-piwnica. A jak ducha nikt nie sfilmuje, to on sobie może straszyć do us…j śmierci i pies z kulawą nogą nie zwróci uwagi.
Nawiasem: sformułowanie odsłuchane przed chwilą w powieści K. Folletta „Lot >>Ćmy<<": "biegał do góry i na dół raz za razem, jak majtki dziwki." Follett jak już coś napisze…