Pewien gimnazjalny profesor z Berna (ale mówi po angielsku) ratuje dziewczynę przed śmiertelnym skokiem z mostu. Ona ma przy sobie książeczkę z rozważaniami pewnego portugalskiego medyka-filozofa. Profesor jedzie do Lizbony, by się z nim spotkać.
Ta filozofia z książeczki ma być niesłychanie głęboka. Ale zdania w rodzaju: „Odchodząc z jakiegoś miejsca zostawiamy cząstkę samych siebie…”, to ja dziękuję.
Jak w piosence Paula Younga: „Every Time You Go Away, You Take a Piece of Me With You”. A to jest bardzo popularna piosenka.
Gdybyż oni wszyscy nie byli tak cierpiętniczy I napuszeni, i nabzdyczeni… Po kwadransie ta wzniosłość jest nie do przełknięcia.
Bille August jest zdolny, ale jak trafi na swój temat. „Biały labirynt” też reżyserował według książki. Powieść była niezła, a na ekranie wyszła płasko. Tu podobnie.
Jeremy Irons niezły, ale użyty w złej sprawie.
Bruno Ganz jako weteran gestykuluje tak samów, jak wówczas, gdy w „Upadku” grał Hitlera.
Nocny pociąg do Lizbony / Nacht Zug nach Lisbon, reż. Billie August, 2013