Słucham po latach ilustracji muzycznej Nino Roty do „Ojca chrzestnego”, filmów Felliniego. Bliżej im do opery niż do tzw. podkładu dźwiękowego współczesnych filmów. Dzisiaj taką muzę zastępują kanonady. Pół wieku temu filmy jednak działy się wolniej. I muzyka rozwijała się nieśpiesznie. Ostatecznie przejmowanie władzy w nowojorskiej mafii w „Ojcu chrzestnym” wyglądało tak, jak by to chodziło o wybór następcy tronu.