Midnight summer dream

Duchota, że trudno wytrzymać. W lesie jest chłodniej, ale za to muszyska tną bez litości i gdzieś mają wszystkie odstraszające spraye. Człowiek zawieszony między bezlitosnym, bezchmurnym niebem a żółto-pomarańczowymi ścierniskami:

W mieszkaniu chłodniej robi się tak koło północy. Ale co z tego, skoro o 3.00 znużony łeb opada – oglądać i czytać już dłużej nie sposób.

„Nasz Dziennik” poleca uwadze czytelników „najnowszy wpis dr. inż. Antoniego Zięby” na blogu. Początek: „Dzisiaj chciałbym poruszyć temat bluźnierczej „sztuki” autorstwa argentyńskiego dramatopisarza Rodrigo Garcíi pt. >>Golgota Picnic<<. Mimo wielu protestów środowisk katolickich spektakl ten został zaprezentowany w niektórych miastach Polski”. Marzę o takim stanie ducha, w którym jako „najnowsze” docierałyby do mnie sprawy sprzed miesiąca…

Dziś koniec audiobooka „Kołysanka dla mordercy” Mariusza Czubaja. Rzecz sprzed pięciu lat. Zmęczyła mnie. Z powodu, że autor albo pisze o rzeczach oczywistych, albo pisze po dwa razy to samo. Przykładowo: jeżeli coś dzieje się o czwartej nad ranem, to, oczywiście, autor zapodaje od razu, że to jak w balladzie Cohena. Rozumiem, że siedzi w popkulturze (czytelnik też), ale przywoływanie tych pchających się przed oczy aluzji musi przeczołgać nawet najbardziej zagorzałego fana Cohena, Jacksona, Cave’a i podobnych.
Główny śledczy ma dorosłego syna i jest fanem rocka. Tylko, jak ktoś przekroczył 50-tkę i nadal powtarza, że „Like a Rollin’ Stone” Dylana to „arcydzieło”, a o innych arcydziełach muzycznych nie piśnie ni słowa, to wygląda mi na infantyla.
Poza tym powtarzające się raz za razem sformułowania typu „zamrugał oczami”. A czym miał, k…, mrugać?
I nasi śledczy… Jedna tylko z eksponowanych cech: przerośnięty emocjonalizm. Jak słyszą coś, co ich oburza, to zaraz serce omal wyskakuje z piersi, żyły na czole nabrzmiewają, ciśnienie skacze, pot występuje w obfitości itd. „Włączają emocje” – jak by powiedział Polsat. I dziwić się, że w okolicach czterdziestki to kompletne wraki?

Nie ma nic przyjemniejszego niż poobiednia drzemka w ramach sjesty, do której przygrywa na harfie walijska wirtuozerka Catrin Finch. Jej największy tytuł do sławy podaje Internet: „The Official Harpist to the Prince of Wales from 2000 to 2004”. Catrin gra “Wariacje Goldbergowskie” Bacha. Nareszcie ktoś inny niż Glenn Gould.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *