Ludzie z szafą

Biskupi na Święta napisali list pasterski, którego głównym motywem jest niebezpieczeństwo gender. I posypały się głosy typu: niech dadzą spokój, to już przesada. Nawet jeden z dziennikarzy „Tygodnika Powszechnego” radzi księżom, by tego listu nie czytali z ambon w Boże Narodzenie.
A ja uważam – wręcz przeciwnie. O gender powinno się mówić non stop. Powinny powstawać encykliki papieskie. Powinny się odbywać marsze protestacyjne, Radio M. Powinno na ten temat zasuwać od godzinek po nieszpory. I jeszcze dłużej.
Akademicki Klub Obywatelski przy poznańskim Uniwersytecie powinien wydawać oświadczenie za oświadczeniem.
Powinny być organizowane sesje naukowe i popularnonaukowe, powinny być pisane biuletyny i ksiązki.
W muzyce chrześcijańskiej powinien powstać osobny „nurt antygenderowy”.
Dlaczego tak uważam? Z prostej, egoistycznej przyczyny. Moje życie jest nudne, szare, wypełnione pracą. Tak mało mam rozrywek… Ale od kiedy zaczęła się kampania przeciw gender, niemal każdego dnia mam nową, darmową porcję zabawy. Oby jak najwięcej!

Taka praca: oglądanie filmów. Niestety, bardzo drobiazgowe, połączone z robieniem notatek. Film trwa, powiedzmy, dwie godziny, z notatkami cztery albo pięć. Oglądanie do czterech godzin jest przyjemne, ale po ośmiu godzinach to już katorga. A oglądać trzeba minimum dwanaście.

Akurat – „Krzyżacy”. I, oczywiście, wszystko z wszystkim się kojarzy.
Wspomnienie z czasów młodości studenckiej. Na lato wracam do rodzinnego Jarosławia i w towarzystwie rzucam od niechcenia, że mieszkam w akademiku „Zbyszko”. Na to koleżanka szkolna: „Wiem, pisali o nim w gazetach”. Się dziwię: w jakich gazetach, dostępnych w Jarosławiu, mogli pisać o akademiku „Zbyszko” z Poznania. Okazuje się, że ukazał się artykuł w miesięczniku „Trzeźwość”. A koleżanka go czytała, bo z zawodu jest pielęgniarką. Otóż w miesięczniku trzeźwość opisano – ku przestrodze, naturalnie – hulaszczą imprezę, w trakcie której pijani studenci wyrzucali przez okna co popadło. Ale o to mniejsza. Podochoceni, zamknęli w szafie kolegę zamierzając go również wyrzucić – razem z tą szafą. Życie uratowało koledze to, iż miał sporą nadwagę i koledzy nie byli w stanie dotargać szafy w pobliże okna. Nazwisko tego kolegi jest powszechnie znane w Poznaniu i dlatego go nie wymieniam.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *