Nie tak dawno wpadliśmy z Dorotą do miasteczka Kęty. Na pół godziny, godzinę. Bo co można robić w Kętach? Pisałem o tym dwa zdania. Aż tu – zupełnym przypadkiem – trafiam w Internecie na witrynę tego grodu. Jak brzmi jego hasło reklamowe? „Kęty. Na całe życie.”
W samym środku jakiejś zaciekłej internetowej dyskusji czytam wpis, który nie dotyczy omawianej sprawy. Jest za to uniwersalny: „Nie wiesz jak zdobyć potrzebne Ci pieniądze? Ja znam na to sposób, wpisz w googlach komputerowy szmal a Twoje problemy mogą się szybko rozwiązać!!!!”
A propos dyskusji internetowych. Oglądam stareńki „eastern” z Holoubkiem „Prawo i pięść”. Zaraz po wojnie, miasteczko na Ziemiach Odzyskanych, te klimaty. Polski western, żadnej polityki, diagnozy społecznej itd.
Pod filmem komentarze widzów. Na początku jak zwykle:
„Bardzo fajny film zmuszający do refleksji”. Drażni mnie zwykle taka gadanina, bo inteligentnego człowieka do refleksji zmusza nawet widok zasikanego wychodka. Tacy „zmuszeni” piszą, że mieli refleksje, tylko nigdy nie piszą, jakie.
I tu nie miałem racji, bo poniżej jest całkiem skrystalizowana refleksja, którą inny widz miał po obejrzeniu filmu:
„66 lat mija, a w naszym kraju nic nie ulega zmianie, wszystkie dobrze płatne stanowiska obsadzała i dalej to robi ta sama żydowska nacja. Dla Polaków zostawały najcięższe zawody, a ostatnie dwadzieścia lat nawet tych ostatnich nie ma, bo wmówili Polakom, że trzeba prywatyzować (czytaj) z premedytacja likwidować, zniszczyć, a resztę wykraść. Opanowali media przygotowując grunt do całkowitej i totalnej likwidacji kraju.”
I wszystko jasne.
Jakaś pracownia badawcza wysondowała, że w Polsce autentycznych katolików jest mniej niż obywateli z katolicką metryką. Więc popłoch – duchowieństwo będzie u nas musiało pracować w warunkach misyjnych. „Toż to szok!” – jak mówił Pawlak w „Kochaj albo rzuć”. Jakoś wszystkim umyka fakt, że Jezus głosił swoją naukę w otoczeniu bynajmniej nie chrześcijańskim. I nie uważał tego za osobistą krzywdę. A przecież mógł się narodzić w katolickiej (przynajmniej częściowo) Polsce. Zawsze miałby ciut łatwiej.
Pnie Wiesławie, Kęty to żabi skok od Oświęcimia, następnym razem, jak się taki zdarzy, zapraszam na ciastka do Kołaczka 🙂
pozdrawiam sedecznie
Iwona
a” mi zjadło, oczywiście Panie Wiesławie 🙂
Pani Iwono,
jak najchętniej, łaskawa Pani, jak najchętniej.
Tylko z Oświęcimiem jest ten problem, że znacznie więcej tu przyjeżdżało niż wyjeżdżało.
Więc może Chrzanów, Kraków, Tyniec, coś z tych rzeczy.
I – koniecznie!!! – z Pani nową opowieścią oświęcimską.
I – bardzo serio: to właśnie Pani może – że się tak wyrażę – odczarować to miejsce. To nie żart! Mogła się tam zjawić Wanda Jakubowska w 1945, potem zrobić film, może i Pani!
Kot
Panie Wiesławie, siedzę sobie dzisiaj i czytam pańskie wpisy po kolei, jak zawsze z ogromną przyjemnością. To taki mój moment na bycie na „bieżąco”. A Oświęcim to trudny temat, można wpaść na mieliznę. Ja lubię i historię i historie, zwłaszcza te opowiadane mi przez starsze osoby, takie co to wojnę pamiętają, a i lata przedwojenne. Kontynuacja Wyszedł będzie, mam nadzieję, że uda mi się odczarować kolejny kawałek miasta. Są ludzie, którzy mają mi za złe, że napisałam wycinkowo ( cmentarz, kawałek starego miasta, Soła), ale ja uważam, że każda historia zasługuje na inną oprawę. A komisarz Ożegalski poprowadzi nowe śledztwo. Dziękuję raz jeszcze za dobre słowo i wsparcie. Serdeczności 🙂