Zaczyna się licytacja towarów na prezenty. W regionalnym radiu „Emaus” słyszę, iż „wymarzony prezent książkowy pod choinkę” to pozycja o pobycie Mickiewicza w Wielkopolsce. Już widzę te tłumy pod księgarniami. Ale w Internecie generalnie rekordy zainteresowania biją (na dzień przed pojawieniem się w księgarni) „Resortowe dzieci” pióra m. in. Doroty Kani, która wykazuje, iż naszymi mediami, a tym samym naszym myśleniem rządzą dzieci wpływowych postaci systemu komunistycznego. Olejnik, Lis i podobni. Nawet Marek Niedźwiecki się załapał.
I jeszcze: dzieci komunistów tworzyły Program III Radia. Tak się składa, że przez wiele, wiele lat kulturę anglosaską (a więc – imperialistyczną) poznawałem m.in. z Trójki. I nic mi tak ZSRR, naszej Ludowej i ich porządków nie obrzydzało, jak słuchanie Pink Floyd i Deep Purple. I mnie – durniowi – do głowy nie przyszło, że to wszystko robota komunistów, którzy w tym celu wysługiwali się własnymi dziećmi. I że taki Niedźwiecki umacniał RWPG puszczając jak nie Uriah Heep to Beach Boys. Dopiero Dorota Kania…
W amerykańskim filmie, jak ktoś jest gamoniowaty, mówią mu: musisz, chłopcze, częściej wychodzić z domu. Sam sobie wyrzucam, że wychodzę za rzadko. Bo za każdym razem natykam się na coś nowego. Przez całe życie prześladowała mnie tabliczka: „Wstęp wzbroniony”. Teraz czytam: „Teren prywatny. Wchodzisz na własną odpowiedzialność.”
W Elblagu będą demontować pomnik Janka Krasickiego. Na forum pada pytanie: czy jak teraz o Związku Radzieckim pisze się „Związek Sowiecki”, to czy o Stanach będziemy pisać „Junajtyd”?
Na uczelni w ramach „Języka wypowiedzi prasowej” parę zdań o mowie Lecha Wałęsy, której uroków moi studenci nie mogli poznać. Kiedy Wałęsa rządził, byli dziećmi, albo jeszcze ich zgoła nie było. Ale o książce Janusza Głowackiego „Przyszłem” i pisaniu scenariusza dla Wajdy słyszeli. O poszczególne słówka czy sformułowania zresztą mniejsza. Raz po raz przywoływano w tamtych czasach gehennę oficjalnych tłumaczy prezydenta. Bo Wałęsa nie mówił, tylko dawał – jak mawia młodzież – „flow”, czyli luźną improwizację. A w niej początek zdania zazwyczaj nie miał nic wspólnego końcem. O spójności wywodu w ogóle mowy nie było. A tłumacz jest nauczony: podmiot, orzeczenie, wyrazy dopełniające. I bądź tu mądry…
Pytanie, czy Wałęsa był „człowiekiem z teczki” może być wobec tego bezprzedmiotowe. Bo on mógł w trakcie werbunku powiedzieć esbekom coś takiego, że zgłupieli i sami nie wiedzieli: mają tego agenta czy nie.