Coraz mniej się słucha, coraz więcej się przypomina. Ot, kliknąłem w Youtube’a i wyskoczył stary kawałek o deszczu. Wykrzyczany przez Creedence, Clearwater Revival. Nazywaliśmy ich „Kredensami”, jak The Beatles „Bitelsami”. Słuchałem tego ładnych parą lat wstecz na festiwalu rockowym w duńskim Roskilde. Z którego pamiętam błoto jakie teraz można oglądać tylko na Woodstocku w Kostrzynie. I jedno jeszcze. Dla panów nie było siusialni, do jakich przywykliśmy. Tylko na poboczu drogi ustawiano coś na kształt blaszanych koryt. Facet szedł droga, rozmawiał, nagle przepraszał towarzystwo, odchodził dwa kroki w bok, siusiał, po czym wracał do rozmowy. Wcześniej nie widziałem podobnego deszczu.