Gheorghe Zamfir

 

Kiedy piszę, włączam sobie Gheorghe Zamfira jako tapetę dźwiękową. Słuchało się go – pamiętam – na początku lat 90-tych. Kupowało się go wtedy z ręcznika rozłożonego na chodniku (muzyka chodnikowa). Te jego rzewności na okarynie już wówczas uchodziły za kwintesencję obciachu. A teraz oglądam poświęcony mu program bodaj na kanale National Geographic. I tu się okazuje, że, biedak, miał strasznie pogmatwane życie. Grywał na partyjnych imprezach na cześć Ceausescu. A potem jak go zaczęli lansować na Zachodzie, to najpierw godził się na w miarę proporcjonalne stawki za koncert, ale z czasem żądał 90% wpływów.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *