Po wielu latach czytam „Pięknych, dwudziestoletnich” Hłaski. Wydanie z roku 1989. Co o tyle ma znaczenie, że są tu zaznaczone ingerencje cenzury oraz to, że książka przy pierwszym kartkowaniu rozsypuje się w rękach.
„Od tego czasu Lolek-Partyzant zaczął pić; zarabiał przy tym na pijaństwo w sposób całkiem prosty – brał żelazny łom, szedł na róg do znajomego garbusa, który miał kiosk z gazetami, i prosił go o postawienie ćwiartki wódki. Garbus odmawiał; Lolek przewracał kiosk wraz z garbusem i teraz proponował garbusowi podniesienie kiosku, ale już nie za ćwiartkę, lecz za pół litra. Ponieważ do podniesienia kiosku potrzeba było trzech silnych ludzi, garbus zgadzał się i Lolek-Partyzant podłożywszy żelazny drąg stawiał kiosk wraz z garbusem i zainkasowawszy pieniądze, szedł na wódkę.
Nigdy nie mogłem zrozumieć, dlaczego garbus nie zgadzał się na pierwszą propozycję Lolka: na ćwiartkę, lecz twardo obstawał przy swoim, iż nie da nic, co w rezultacie kosztowało go dwa razy tyle. Był to niewątpliwie człowiek z tragedii antycznej i chodziło mu o element cierpienia – katharsis, który ratowałby jego klęskę od śmieszności.”
Jakiś czas temu odnalazłam wśród książek „Palcie ryż każdego dnia”. Ascetyczna okładka, szorstka treść. Długo czytałam wracając do stron, zdań. Tekst, jak zaznaczono bez ingerencji redakcji. Przykuwający i momentami irytujący. Bez tych wszystkich cukierkowatych otoczek. Kiedyś zaczytywałam się Hłaską.