Ktoś zabija kolejnych gangsterów z jednego przedsiębiorstwa poprzedzając to mętnymi zapowiedziami. Gangsterzy skaczą sobie do gardeł, bo każdy podejrzewa każdego.
Piętrowo, piętrowo i niebezpiecznie, bo widz się gubi.
Colin Farrell musi zostać pobrzydzony trzydniowym zarostem i włosami ściętymi „na ochroniarza”, bo strasznie razi tą żurnalową urodą. Zgłasza się jako gangster, który zabija i ani mrugnie: „W pracy rzadko się uśmiecham”.
F.Murray Abraham zaplątał się nawet w fabule. Z wieku i sposobu gry to musi być tylko mentor.
Prostytutka nawet nakryta z klientem przez uzbrojoną bandę, zanim spłynie, dopomina się o należną forsę. Porachunki porachunkami, ale żyć trzeba.
Muzyka Jacob Groth, szumy jakby dobiegające czeluści kosmosu (Kraftwerk w zwolnionym tempie) jako tło dźwiękowe do rozmów gangsterów o życiu i śmierci. Brzmi nieziemsko, ale lepsze to niż smyczki.
Dziewczyna oddaje mścicielowi własny talizman – króliczą łapkę. W kolorze chartreuse. Nie wiedziałem, że tak się nazywa: bladawa zieleń.