Aktorka serialowa Kasia Bujakiewicz – mnie znana tylko z banerów reklamujących w Poznaniu osiedle, na którym ona wykupiła mieszkanie – poszła szeroko. Upubliczniła w sieci z kolegami-raperami teledysk parodiujący „Last Christmas”. Jakie to kiczowate itd.
Obejrzałem, w porzo. Świetnie imitują tych gości od Wham z ich pełnym, śnieżnobiałym uzębieniem, z nieustannymi przytuleniami, notorycznym machaniem sobie. I tę wigilię, kiedy to nawiązują się i rozwiązują romanse.
Pięknie. Tylko ja z teledysku sprzed lat trzydziestu pamiętam coś zupełnie innego. Oto grupa nastolatków wynajmuje sobie niezłą chatę w malowniczych górach na wigilię. Dlaczego nie są z rodzicami, z rodzinami? U nas Święta były dla rodziny. Co najczęściej wyglądało jak u Kiepskich – próba zorganizowania wigilii, czyli czegoś, co odbiega od utartych przyzwyczajeń domowników, kończy się katastrofą. Siedzeniem o suchym pysku przy świeczce i nuceniem pierwszej zwrotki kolędy (bo następnych nikt nie pamięta).
A tu nastolatki urządzają sobie fantastyczną kolację wigilijną we własnym gronie. We wspaniałych okolicznościach przyrody górskiej. I – co mnie zdumiewało do granic – wszyscy są absolutnie trzeźwi. I nie cierpią z tego powodu.
Że też takie rzeczy są możliwe na tym Zachodzie – myślałem. Ale tam podobno wszystko jest możliwe… To znaczy: tak myślałem w roku 1987, najdalej 1988.