Poseł Hofman mówi, iż zorganizował PO „tysiąc Wietnamów”.
“I love the smell of napalm in the morning”!
W moim nieocenionym Podkarpackiem 11 osób usłyszało zarzut zawierania fikcyjnych małżeństw. Myślałem, że jak zwykle, z Ukraińcami. Okazało się, że nie. Tym razem z Wietnamczykami.
W telewizji “Trudne sprawy”. W nich fabułka jak wiele podobnych. Żona w trakcie kłótni z mężem porwała jego gacie i wyrzuciła za okno. Zawisły malowniczo na drzewie. I wisiałyby sobie, gdyby pewien konserwatywny emeryt nie narobił rabanu, że to obraża jego chrześcijańską moralność. Zawsze się taki znajdzie…
W „Pół wieku czyśćca”, w niegdysiejszym wywiadzie-rzece, Tadeusz Konwicki nazywa literaturę popularną „literaturą budowaną z pustaków”. On jak coś powie…
Przed laty zadałem mu pytanie, dlaczego za PRL-u pisał tak wiele, a za wolnej Polski niemal całkowicie zamilkł. On ta to (z wiadomą chrypką): „ – Panie Wiesławie, za PRL-u były trzy samochody. Mały i duży fiat oraz polonez. I ja tam znałem wszystko: przyspieszenie, tapicerkę, ryk silnika. Co pan chce. A teraz wychodzę na ulicę i widzę pięć modeli jednego tylko renault. A w żadnym nawet nie siedziałem. To o czym ja mam pisać?”
Miałem sen. („I had a dream today”). Jestem seryjnym mordercą. Działam w kościele, w którym w dzieciństwie byłem ministrantem. I tam, znajomej zresztą, staruszce wpycham nóż pod siódme żebro. Po czym uciekam. Ale szybko orientuję się, że zrobiłem błąd, bo nie zauważyłem w porę, że w kościele jest monitoring. I teraz czmycham ulicą i kombinuję, jak by tu się pozbyć płaszcza, który na pewno mnie zdradzi…
Skąd taka mara? Ano, dlatego, że przed snem przeczytałem, iż w Krakowie robią wycieczki szlakiem wyczynów niejakiego Karola Kota (żadna rodzina, Kotów jak psów), który budził w tym mieście grozę jako seryjny morderca krótko po wojnie.
W wakacje ktoś prosił, by do jakiejś reklamowej gazety napisać tekst o tym Kocie. Że niby Kot-killer wśród krytyków filmowych pisze o innym Kocie-killerze. Ubaw po pachy. Napisałem, czemu nie.
Stąd sen. Krótki, ale zajmujący.
Abp. Michalik. Człowiek, który nie wie, kiedy skończyć. Porównuje krytykę własnej osoby do nagonki medialnej na księdza Popiełuszkę. Pewna przewodnicząca koła gospodyń wiejskich w Lubelskiem, gdzie nie tak dawno bawiłem, zagrożona była usunięciem. A ona na to: „Nie dziwię się, że jestem nielubiana, bo Chrystus też był nielubiany”. Nie pomogło, musiała złożyć urząd…