Czytam stary wiersz Józefa Czechowicza i przypomina mi się interpretacja Grechuty. A także jak kiedyś na ulicy wioski, w której mieszkałem, spotykam sąsiada, który był już mocno wdrożony. I zamiast dać jakąś pospolitą aluzję do tego faktu, pojechałem Grechutą: „Dziwnie się srebrzysz, aniele mój, w tęczowym piórze…”
„Wśród drzew schylonych o północy
wśród jasnych widów złego mroku
coś się przemienia w naszej mocy
ktoś się porusza z naszym krokiem
kiedy tak idziesz w szumnej szacie
a wiatr ją targa i rozwiewa
nie bój się , ty nie idziesz sama
chodzą wraz z tobą wszystkie drzewa
ziemia jak echo minionych dni
grające w borze
a nasze cienie wśród martwych dni
wieszają zorze
dziwnie się srebrzysz aniele mój
w tęczowym piórze
nade mną góry wieżyce miast
nade mną
błękitne szerokie okna
i jasne smugi od lamp
i twoja postać , jasna postać
taką cię znam
taką cię znam”