Above Trzebaw

Dzień jak co dzień. Najpierw 10 kilometrów polami, lasami, bezdrożami. Jesień w lasach trudno jeszcze poznać po liściach. Najłatwiej po tym, że F-16 nadlatujące znad lotniska w Pokrzywnie, są głośniejsze niż ptaki. A jeszcze miesiąc temu było odwrotnie.
No, i dzisiejsze niebo nad Trzebawiem, które pozwolę sobie zademonstrować razy pięć:

Nie cichnie sprawa interwencji poznańskiej radnej z PiS-u w sprawie pary osłów z naszego zoo, kopulującej na oczach dzieci. Matki były oburzone i domagały się interwencji. Podjęła ją u dyrektora instytucji radna Lidia Dudziak. Na razie z sukcesem: parę, która jest razem od 10 lat, rozdzielono siatką. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie ten idiotyczny Internet. „Trzeba osłom dać ślub kościelny, wtedy wszystko będzie w porządku”… I takie tam.

Dla odmiany w moich stronach, w wiosce Dobra koło Sieniawy (jak ktoś mówił: „Dobra”, zamiast „Dobrze”, poprawiało się go: „>>Dobra<< to jest za Sieniawą.”) doszło do zuchwałej kradzieży. Otóż mieszkaniec tych okolic ukradł sieczkarnię. Była warta 500 złotych i – jak podaje policja – może teraz posiedzieć do 10 lat. Gadanina! Na pewno nie wlepią mu 10 lat, tylko siedem, a po pięciu wyjdzie za dobre sprawowanie. A swoją drogą to chyba była najdroższa sieczkarnia na Podkarpaciu.

Wczoraj czytałem „Wspomnienia moich pamiętników” satyryka i aktora Jerzego Dobrowolskiego:

Bardzo zdolny, ale się zapił. Miało to – jak przypuszczam – swoje podglebie. Otóż Dobrowolski za bardzo brał sobie do serca całą tę PRL-owską propagandę. Nigdy, a już zwłaszcza w latach 80. nikt nie przywiązywał najmniejszej wagi do tego, co mili w „Dzienniku” albo co piszą w gazetach. Wiadomo było, ze to jest po nic i ludzie nie zawracali sobie tym głowy. Ale nie Dobrowolski. On się zafiksował na tej mieszaninie kłamstwa i zidiocenia i pisał (naturalnie tylko do zeszytu) diatryby przeciw „zniewoleniu, manipulacji itp.”. Sam się nakręcał. Niewykluczone, że właśnie to go zjadło.
Ale ja przytaczam znośniejsze próbki.

Pan w radio zawsze mówi: „Niestety, nasza audycja zbliża się powoli do końca, ale wrócimy jeszcze niejednokrotnie do tego interesującego tematu, który wymaga oddzielnego omówienia”. Potem już nigdy nie wracają do tego interesującego tematu, który wymaga oddzielnego omówienia, natomiast puszczają jakieś inne audycje, które niestety również zbliżają się powoli do końca.

Pamiętam, dawniej, gdy pan w radio podawał czas, to regulowałem zegarek. Obecnie nie ma dnia, żeby pan spiker z rozkoszną dezynwolturą dwa, trzy razy nie podał rano fałszywej godziny. A co mu tam? Zwykle myli się o 60 minut. Jest godzina 6,18 – mówi. Potem muzyka i albo mówi bez komentarza: Jest godzina 7,28, albo serdecznie przeprasza i mówi: Nie 6, 18 oczywiście, tylko 7,18 – co jest nieprawdą również, bo upłynęło już 5 minut. O te swoje 60 minut myli się swobodnie do tyłu lub do przodu, jak mu się tam spojrzało. A parę dni temu przeszedł już samego siebie. Powiedział: Jest 6,40, a po chwili: przepraszam, nie 6,40, ale 15 po siódmej. I tak ze wszystkim. Szkoda czasu i atramentu.

„Nasza Księgarnia” i Wydawnictwa Szkolne uporały się nareszcie z brakiem podręczników szkolnych i polskiego, historii, rachunków, geografii i innych, wydając zbiorczo podręcznik „Zbiór przemówień Edwarda Gierka – dla klas V”.

Najnowsza płyta Leonarda Cohena „Popular Problems”. Brzmi jak ta sprzed dziesięciu lat, zwłaszcza wtedy, gdy gardłowemu basowi Cohena towarzyszy damski chórek. Na całym krążku nastrój stabilny. Kawałki podobne. Brak tu takiego przeboju jak „In My Secret Life”. No, może „Almost Like The Blues” jest blisko.
A, jako że wszystko toczy się bardzo wolno: „I’m slowing down the tune / I never liked it fast / You want to get there soon / I want to get there last”. I kawałek dalej: “It’s not because I’m old / It’s not the life I led / I always liked it slow”.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *