Wariacja na Holmesa i Watsona. Zabawne, bo dekoracje po bożemu jak do teatralnej inscenizacji jakiegoś Dickensa, ale postacie bohaterów całkiem z naszej epoki.
Watson to nie ciamajda, ale twardy gość. Kiedy Holmes próbuje otworzyć drzwi za pomocą wytrycha, Watson po prostu rozwala je kopniakiem.
Dedukcji tu niewiele, mordobicia więcej. Sherlock lekki szajbus, ale nie w sensie detektywa nieobecnego duchem i zatopionego w myśleniu. To zwykły gałgan.
Wiąże ich przywiązanie i nienawiść jednocześnie. Tego wcześniej u naszego duetu nie widziałem.
Żeby podbić stawkę nowszy Holmes musi się mierzyć z zaświatami. Ostatecznie to era Harry’ego Pottera. Ale on obezwładnia magię podejściem racjonalistycznym.
XIX-ny Londyn w tle zrobiony komputerowo, ale tak, że dech zapiera.