Przed południem wykłady z prasoznastwa, więc żeby życie było do wytrzymania, po południu najpierw Trzemeszno. Tu w zjawiskowej kolegiacie dwa zaskoczenia. Najpierw mały Jezus na drabinie. Zadziwiająca instalacja. A do tego jeszcze biskup, który zdrzemnął się pod ołtarzem. Nie za dużo tej sztuki konceptualistycznej jak na jedną świątynię?:
Mogilno. Wiekowe opactwo na wysokim brzegu jeziora.
Wreszcie cel podróży – Kalwaria w Pakości. Informację o niej powzięliśmy z ulotki wyłożonej w kościele w Lubaszu. Z kalwarii na „Pa” znaliśmy dotąd (i to więcej niż gruntownie) Kalwarię Pacławską (30 km za Przemyślem). A tu Kalwaria Pakoska, o której w ogóle nie słyszeliśmy. Skandal! A to tu jest m. in. orzeł, który nie tylko pręży skrzydła jak nie przymierzając kogut na podwórku, ale też robi cos pożytecznego. Ten zerwał własne kajdany. Dziobem!:
Ta drabina… I ta wcześniejsza.
Swoja drogą, ile odniesień w muzyce, nawet film:
https://pl.wikipedia.org/wiki/Drabina_Jakuba
Ale – łubudu z drabiną Jakubową!
Pewnie tylko nieliczne okazy mają na uwadze Stairways To Haeven.