Przed ósmą wyjeżdżałem na wykłady, ale nie ja jeden. Tuż przede mną na pobliskiej ulicy Palacza (kim był z zawodu ten Palacz?) zdarzył się wypadek, który relacjonują wszystkie portale. Otóż rozpędzony samochód – a po tej spokojnej ulicy jeździ się najwyżej trzydziestką – walnął w ogrodzenie kościoła i mocno je przefasonował. Kiedy zjawiła się policja, kierowcy już nie było. Rozpłynął się. Komentarz: „- Musiał się bardzo spieszyć na poranną mszę…”
W Polsacie o Złotych Globach. Ten film czy tamten, za to, czy za tamto? Sorry, ale to nie jest sport. Jak „Zniewolenie” przegra z „Wyścigiem”, to nie znaczy, że jest gorsze. To tak, jak by alkoholikowi kazać, by orzekł jednoznacznie i autorytatywnie, co lepsze: Żubrówka czy Gorzka Żołądkowa. A on przecież wie, że i jedna i druga ma swoje zalety – zależy od pory dnia.
Pod Lidlem Dorota mówi, że jakaś dziewczyna, przyzwoicie ubrana, poprosiła, żeby jej się „dołożyć do zakupów”. Dorota akurat nie miała drobnych. Więc ja dorzucam banknocik: „- Idź, daj. Pewnie amfa znowu skoczyła w górę.”
Z całkiem udanego filmu „Mój rower”: Synku, każdy alkohol jest bardzo dobry, poza denaturatem, który jest… dobry.
Racja. Do południa zdecydowanie Żołądkowa. Do poduchy lepsza Żubrowka. Amfa na kaca.