Byłem niedawno na tym polu słoneczników i pisałem, że czuję się jak fuckin’ Van Gogh. Jestem znowu, a te cholery kwitną od nowa. Czuję się jak double fuckin’ Van Gogh.:
Idę ścieżką, patrzę – Dorota! Podchodzę bliżej. Nie, to mała żmijka. Ale one takie podobne…:
Jezioro Góreckie, sztuczne ruiny zameczku, te sprawy…:
Po południu malarstwo w Muzeum Narodowym. Dorota wyjechała, więc moje menu na chwilę obecną bardzo przypomina płótno Marii Nicz-Borowiakowej (z roku 1925).:
Ale nie jest najgorzej, bo mogłoby przypominać menu z obrazu (?) Antoniego Starczewskiego.:
A przecież mogłoby być jak co dzień (Wacław Taranczewski 1932).:
O Kantorze i parasolach już, zdaje się, wspominałem.:
W lesie było dziś +30, więc człowiek patrzy na Fałata z wyjątkową rozkoszą.:
Na tym dziele Henryka Stażewskiego obluzowały się dwa kwadraciki. W pierwszym odruchu chciałem poprawić, ale pani pilnująca zareagowała natychmiast: „Proszę nie dotykać eksponatów!”:
W ogóle to jest osobna rozkosz. Bo człowiek w najwyższym skupieniu zgłębia – powiedzmy – takie dzieło. Cały napięty jak struna. A tu z boku dobiegają głosy pań pilnujących: „- Schabowych to im na cały tydzień przygotowałam, niech sobie odgrzewają! – A ja moim to tylko tera kartofle z kapuchą, bo ostatnio wyskoczyli na mnie z pyskiem, że mielony przypalony! A jak nie miał być przypalony, kiedy akurat przyszedł listonosz”…:
Rozmawiają trzy damulki:
– Wie Pani jaka z tej Kwaśniewskiej ignorantka? Wzięła Malczewskiego za Fałata…
– Co też Pani powie? Tak przy ludziach???!!!
Znałem w wersji: pan Izaak Gutman, kupiec zbożowy, wie, że powinien iść na wernisaż, ale obawia się żony: – Znowu weźmiesz Matejkę za Picassa! – Ależ Izaaku, ja bym przy ludziach ciebie nie wzięła za pikasa, a co dopiero jakiegoś Matejkę, którego w ogóle nie znam!