Pazurem

Po sąsiedzku z cmentarzem

Mamy oto kryminał oświęcimski, jakkolwiek by to nie zabrzmiało. I to jest prawidłowe, bo kulturalna powieść kryminalna z przymieszką obyczajówki powinna się rozgrywać gdzieś, a nie ot tak sobie. Nieraz zastanawiałem się, jaka to trauma żyć, kochać się, rodzić dzieci po sąsiedzku z cmentarzem czterech milionów przepuszczonych przez krematoryjne kominy. A tu, okazuje się, można. Bo Iwona Mejza ani spojrzy w stronę baraków i drutów kolczastych. Jak by ich tam nie było. Ją interesuje całkiem inny oświęcimski cmentarz: zwykły, parafialny, historyczny. Powód wstępny jest taki, że w grobowcu, który miał stać pusty, niespodziewanie odnaleziono zwłoki. Do tego podwójne. To wystarczy, by autorka zakrzątnęła się wokół cmentarzyka i odwinęła kłębek wydarzeń, który wiedzie w przeszłość sprzed lat dwudziestu, kiedy to milicja ledwo zaczęła być policją. I Balcerowicz skreślał z banknotów po cztery sera. Bałagan kotłował się nieziemski i nikt nie miał serca do porządnej, śledczej roboty. Więc teraz policja robi korektę i nic nam do tego, by nie spalić intrygi.
Nas w tym dziełku intryguje zgoła co innego. Małe miasteczko, mianowicie. Jakże inne od tych krwawych opisów, jakie wylewają się z gazet, które relacjonują na przemian Kasię Cichopek i nędzę ludzką. Bieda występuje tu, owszem, ZUS ma pełne ręce roboty, ale jest jakaś taka – na ludzką miarę. A poza tym miejscowi nie pozwalają jej zatruć sobie życia.
Jada się tu skromnie, ale do syta. A placki ziemniaczane z sosem, cebulką i kwaśną śmietaną przechodzą do kulinarnej legendy. Kamieniarz nie tylko kładzie tu lastriko i alabaster, ale bezinteresownie zapali świeczkę na dawno zapomnianych mogiłach. Krawcowa robi co może, żeby klientkom możliwie dokładnie skopiować suknie Diora. Lekarz cały szczęśliwy, jeżeli w sobotę uda mu się wypróbować nowy kołowrotek i powędkować nad Sołą. Emeryci wprawdzie czekają po pół roku na wizytę u kardiologa, ale tymczasem się aktywizują. A to wieczorek taneczny, a to pływalnia (mają za darmo), a to kurs rysunku i uniwersytet trzeciego wieku. Ledwo na obiad zdążą.
Policja też z tej samej parafii. Po godzinach wertują składy makulatury w poszukiwaniu starych kryminałów po cenie papieru (pamiętamy: nikt tu nie szasta!). Nic dziwnego. Robota im adrenaliny nie podpędza. Przetrząsają meliny w poszukiwaniu małolatów na gigancie albo ogródki działkowe dla wyłowienia bezdomnych. A jak upał, to już całkiem nie ma co robić. Z gorąca ludziom nie chce się przekraczać prawa. A że u Pana Boga za piecem też nietrudno o zbrodnię i śmierć? Cóż, to jednak Oświęcim…

Iwona Mejza, Wyszedł z domu i nie wrócił, Wydawnictwo Oficynka, Gdańsk, 2013 LINK

„Uważam rze”

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *