Peregrynacje cmentarne. Tym razem cmentarz na Dębcu. Zabytkowy, dla pochówków zamknięty. Ale ekipa grabarzy czy raczej konserwatorów się krząta. Przy wejściu duży napis zabraniający m.in. picia alkoholu. Z tym, że każdy grabarz-konserwator dyskretnie w lewej dłoni chowa flaszkę udając się na strzyżenie żywopłotów.
TVP Info zagaduje w kwestii przemian, jakie przechodzi widownia kinowa. Przypominam, że było już kino zapachowe. Dysze umieszczone pod siedzeniem rozsnuwały stosowne zapachy. Problem był z ich sukcesywnym odprowadzaniem. Bo na widowni jeszcze pachniało stajnia, a na ekranie już się rozgrywała scena w salonie.
Była usługa kinowa połączona z pedicure. Ale widzowie w trakcie seansu z emocji zbytnio przebierali nogami. Zaniechano.
Było kino wstrząsowe. Na ekranie waliły się domy, a fotele wprawiano w drżenie. Mimo zapewnień, że na sali jest lekarz, ludzie dostawali palpitacji.
Nie przyjęło się kino separowane. Przedzielano sale kinową na dwie części szklaną taflą. Po jednej jej stronie filmy oglądały przykładne rodziny z dziećmi, a po drugiej pijacy raczący się w trakcie seansów. Tylko najczęściej to, co się działo w części sali przeznaczonej dla pijaków było ciekawsze niż to, co na ekranie.
Było kino narracyjne dla niewidomych. Siedzieli na widowni jak każdy widz, specjalny narrator opowiadał treść tego, co na ekranie. Ale oni – nie widząc – tak przeżywali, że krzyki zagłuszały narratora. Zaniechano, choć, jak słyszę, od czasu do czasu się do pomysłu wraca.
Nie przyjęło się kupowanie biletu do kina z automatu, mimo, że były takie już w latach 20-tych. Wydawały nawet resztę, gustownie zawiniętą w chusteczkę.
Mógłbym tak jeszcze długo, ale prowadzący mi przerywają, bo to przecież miała być rozmowa, a ja bym ich zagadał na śmierć…
Dziesięć kilometrów wśród ostępów Wielkopolskiego Parku Narodowego. Moje otłuszczone serce wyraża mi najszczersze podziękowania.
Widziałem dzięcioła.
I orła cień.