Świnoujście, Festiwal Grechuty. Ale ja zapodaję o Kieślowskim. Jutro. Dziś tylko dostałem identyfikator, na którym figuruję jako artysta. Co jest ewidentnym nadużyciem, ale nie będę w tej sprawie biegał do organizatorów.:
Morze w tych stronach przedstawia się następująco.:
Na plaży dopada mnie telefon od Marty, której nie widziałem ćwierć wieku. Zobaczyła moje nazwisko na afiszu. Koleżanka z klasy z liceum w Jarosławiu. Od trzydziestu lat w Monachium. Latka lecą, a Marta nadal jest grzechu warta.:
Hotel w Świnoujściu, podobnie jak miasto i plaża opanowane przez Niemców. Czuję się jak w GG w 1942.
Moje strony: „Wierni czekali na papieża Franciszka w Jarosławiu”. Oni się zawsze raczej słabo orientowali. Ale czekanie jest ich ulubionym stanem umysłu.
W samochodzie odsłuchana Agata Christie – „Pora przypływu”. Czyta Wardejn dla niewidomych. Zabawnie się słucha, bo przeczytanie angielskich nazw i nazwisk stwarza mu trudności nie do pokonania. Nawet jak tę samą nazwę miejscowości czyta po raz setny. I w ostatnich słowach, kiedy ogłaszał koniec powieści, jeszcze przekręcił nazwisko autorki. Czysta rozkosz!: