Patricia Barber „Mythologies”. Słucham z perwersją, bowiem uważam ja za najbardziej depresyjną wokalistkę jazzową. Słuchałem jej w latach, kiedy czułem się mocno zdołowany – może stąd to wrażenie. Niski mocny głos, oszczędny akompaniament. No, i ten aksamitny smutek…: