Podtrzymujemy nastrój. „Misja” Rolanda Joffe’a” była filmem niewygodnym. Bo wprawdzie pokazywała trud misjonarzy jezuickich w interiorze Ameryki Południowej, ale też postawę Watykanu. Stojącego na stanowisku, że misję należy rozwiązać i pozwolić nadal Portugalczykom odławiać niewolników z grona nawróconych przecież Indian. I Robert DeNiro ginie od kul niosąc monstrancję w uroczystej procesji.
A fenomen muzyki Ennio Morricone polegał na połączeniu liturgicznych śpiewów kościelnych z rytmami indiańskimi.
Internauta: „The music comes from haeven”.
Jak, nie przymierzając, jakiś Edward Dembowski.
Rzeczywiście, ten Bembowski na czele procesji z chorągwiami i feretronami… Bo myślał, że tym sposobem zmiękczy austriackich katolików… Naiwniak. I jakoś mało się go eksponuje.