Dziennikarz pisma „Chit. Chrystus i Ty” pyta biblistę ks. Wojciecha Węgrzyniaka, czy warto czytać Pismo św. metodą chybił-trafił. „- Jeżeli otworzę Biblię na chybił trafił na zdanie >>Judasz poszedł i powiesił się<<, a potem wyciągnę wniosek, że dziś nie powinienem wychodzić z domu, bo spotka mnie coś złego, no to mamy lekkie przegięcie”.
Wpadłem do Biblioteki Raczyńskich na warsztaty pisania powieści kryminalnych. Głównie dla licealistów. Akurat ćwiczą scenę, gdy PRL-owski śledczy przesłuchuje domniemanego mordercę, cwaniaczka z półświatka. Akcja toczy się na komisariacie. Licealiści opisują: pewny siebie cwaniaczek rozwala się w krześle i wykłada nogi na biurko śledczego, po czym lekceważąco odpowiada na pytania. Prowadzący warsztaty jest bardzo taktowny i przeżywa chwilę zażenowania. Bo jak tu wytłumaczyć autorom, którzy nie mają jeszcze dwudziestu lat, że scena z cwaniaczkiem wywalającym kopyta na biurko milicyjnego śledczego jest – jak by to powiedzieć – lekko naciągana…?
W telewizji program o odchudzaniu. Występuje pani, która zrzuciła rekordowe 60 kg, ale nie jest szczęśliwa. Nie może bowiem uprawiać seksu. Tłumaczy: „Tłuszcz zniknął, ale pozostały ogromne fałdy skóry, które teraz mi zwisają i zasłaniają moje miejsca prywatne”.