Pisarz Amerykański Charles Bukowski pisał niemal tak kwieciście jak Raymond Chandler. Nieco próbek:
– Ma pan wolny pokój?
– Alfons?
– O nie, skądże znowu!
– Handlarz narkotyków?
– Nie, nie.
– Szkoda, potrzebuje kokainy.
– Sprzedaję Biblie, proszę pana.
– To obrzydliwe!
– Próbuję szerzyć Słowo Boże.
– Tylko nie próbuj pan szerzyć tego gówna tutaj!
– Jak pan chce.
– Chyba powiedziałem jasno, kurwa, że nie chcę!
– Tak, tak. Chcę tylko wynająć pokój.
Zachowujesz się tak, jak byś miał szczęśliwe dzieciństwo.
Żyje się raz, no nie? Chyba, ze jest się Łazarzem. Biedy skurwiel musiał zdychać dwa razy.
Zacząłem liczyć durni, którzy mnie mijali. W ciągu dwu i pół minuty naliczyłem pięćdziesięciu, po czym skręciłem do najbliższego baru.
Sięgnąłem do kieszeni, wyjąłem ćwiartkę dżinu, pociągnąłem mały łyk. To zawsze pomaga oczyścić umysł ze śmieci.
Blinky zmarł. Wyglądał tak, jak by chciał się wypróżnić.