Sigourney Weaver
Billy, chłopak z amerykańskiej prowincji, z bardzo pobożnej rodziny, odkrywa, że nie ciągnie go do dziewcząt, a ciągnie do chłopców.
Lata 60. Domek na przedmieściu.
Wyznaje to rodzinie. Rodzina, a zwłaszcza matka, idzie w swoim rozumowaniu za Biblią – że to grzech, zawiniony przez człowieka i zagrożony wysoka sankcją. Stary Testament nakazywał takich kamienować.
„Bóg wyleczy Bobby’ego”.
Matka próbuje go leczyć przypinając w każdym miejscu na karteczkach cytaty z Biblii.
Do terapeutki. Ta pyta, czy „słyszy głosy”.
„Szatan próbuje cię zwieść”.
Dieta, bieganie maja go wyleczyć.
Ani społeczność, ani Kościół nie wiedzą, co z tym zrobić, nie mają narzędzi.
Billy: „Chcę być dumny z siebie jako z istoty ludzkiej”.
Pytanie, czy Pan Bóg stworzył go homoseksualistą?
„- Nie będę miała syna geja!
– To, mamo, nie masz syna.
– W porządku!”
Gorzej niż gdyby się urodził kaleką, downem, autykiem.
W końcu nie wytrzymuje, zabija się.
Ksiądz na pogrzebie – iż „poddał się władzy grzechu”.
Ale jest inna organizacja kościelna, gdzie ksiądz inaczej stawia sprawę. Starotestamentalne nakazy są umowne. W zniszczeniu Sodomy miało chodzic o chciwość, a nie wyuzdanie seksualne. Tekstów biblijnych nie trzeba brać tak dosłownie.
I cały gmach myślowy wierzącej kobiety, która doprowadziła własnego syna do samobójstwa wali się w gruzy.
Po prostu zmieniają się przepisy wykonawcze do nakazów Ewangelii.
„Nie wybiera się bycia gejem jak nie wybiera się koloru oczu”.
Finał – rodzina na paradzie Dumy Gejowskiej w San Francisco.
Modlitwy za Bobby’ego / Prayers For Bobby, reż. Russell Mulcahy 2009