Mateusz Pakuła „Jak nie zabiłem swojego ojca i jak bardzo tego żałuję”:
Ojciec miał raka trzustki. Autor, reżyser teatralnyz rodziną opiekują się nim do końca. Fizjologia, ból i wściekłość. Książka kandyduje do „Nike”.
Cytaty:
Idea dziesięciu przykazań jest niezwykle fascynująca. Łączy w sobie dwa impulsy wpisane w naszą ludzką naturę: robienie list składających się z dziesięciu punktów i mówienie ludziom, jak mają się zachowywać.
Nauka jest z natury otwarta na odbiór danych na temat aktualnego stanu świata, co oznacza, że jesteśmy gotowi odrzucić każdą ideę, która nie jest już dłużej użyteczna, nieważne, jak bardzo ją ceniliśmy albo jak istotna kiedyś się wydawała.
Moi kuzyni, ciotki, sąsiedzi. Żeby nie zwariować, w ukryciu wymyślałem niestworzone historie. Moja matka i mój tata musieli też być wtedy w jakimś bezpiecznym miejscu. Bo tej lwowskiej akcji nie mogliby przeżyć. Łapanki nie organizowali Niemcy ani Ukraińcy, których można było wprowadzić w błąd lub przekupić, tylko inni Żydzi. Inni Żydzi, desperacko walczący o własne przeżycie albo przeżycie własnych dzieci. Kogoś takiego nie da się przekupić.
… papierowego „Przekroju” już nie kupuję, bo mnie przebodźcowuje i wkurwia.
To takie smutne! Patrzeć na to straszliwe, bezsensowne, intensywnie puste gówno telewizyjne, te seriale, te reklamy, te kabaretony codzienne, cowieczorne sylwestry, ja pierdolę, przecież ta telewizja to jest po prostu czekanie na śmierć!
Lekarze mówią: to już umieranie. W maju mówią: to już tak będzie, to już umieranie. W czerwcu: będzie coraz gorzej, to już umieranie. W maju: i tak daliśmy mu kilka dodatkowych miesięcy życia, przygotujcie się na umieranie. W czerwcu: będzie spał coraz więcej i umrze we śnie. W czerwcu: może umrzeć w męczarniach. W lipcu: ma mocne serce, ale to już umieranie. W lipcu: to już umieranie, ale to może potrwać. No tak, ma sześćdziesiąt lat, jest za młody na umieranie i ma mocne serce, więc to może potrwać. Hej, hej, lekarze, malowane dzieci.
Wizytę na oddziale wewnętrznym dopisuję do swojej kolekcji wydarzeń na wskroś hollywoodzkich. Takich, w których spotykają się kadry z Lśnienia i z Soku z żuka, z Helikoptera w ogniu i Edwarda Nożycorękiego.
Wymyślisz coś? – Postaram się. – Obiecaj mi to. – Mamy sporo morfiny, poczytam o tym. – Żebym chociaż mógł jak pies! Żebym jak pies mógł zdechnąć, jak nasz Morris, żebym mógł odejść, zasypiając po prostu. Czemu nie mogę jak pies umrzeć?
Strach, paniczny strach – to jest prawdziwy powód wiary bardzo wielu ludzi, mówi nam to powiedzonko. Jacy oni są śmieszni i mali, tacy ludzie, jacy żałośni. Wstrętne lenie, którym nie chciało się poświęcić czasu Bogu, kiedy im było dobrze. Dopiero jak coś chcą od biednego, udręczonego ojca, marnotrawne dranie, dopiero kiedy im wszystko zaszwankuje, zbankrutuje, dopiero kiedy znikądinąd pomocy, dopiero wtedy zwracają się do niego. No niewiarygodne, doprawdy, boją się wreszcie, głupki, więc wreszcie wierzą!
Tata gulgocze, jakby mu się w gardle gotowała woda. Jakby w płucach, oskrzelach miał wrzątek. Schną mu oczy, bo nie zamyka powiek, nie mruga. Patrzy, ale zdaje się, że nic nie widzi. Nie mogę tego wytrzymać, zawiodłem go, strasznie go zawiodłem! Muszę go zabić, natychmiast, obiecałem mu to przecież. Ale nie potrafię. W głowie głos: Uduś go poduszką, uduś go poduszką, cieniasie. Obiecałeś mu to, tchórzu! Ale ja nie potrafię! Kurwa mać! Przepraszam, przepraszam! Kuuurwaaa! Stoję nad nim z poduszką i ryczę. Jeszcze nie wiem, że to po prostu ostatnia faza.
Szykujemy tacie jego najlepszy garnitur. Głęboki błękit, biała koszula, krawat w kwiaty, brązowy pasek i buty. Szpilka do krawata będzie mnie kłuła w tył głowy. W zakładzie pogrzebowym powiedzą nam: Oj, niedobrze, łażą z wykrywaczami metali i wykopują z grobów.
Pani pyta, czy życzymy sobie jakąś muzykę, bo oni mają głośnik i puszczają zazwyczaj Ave Maria i Ciszę. – Ciszę? – Ten taki hejnał na trąbce. Może być? – Nie, chcemy puścić kilka utworów, które lubił tata – mówię. – Ale rozumiecie państwo, że my też za to odpowiadamy, swoją renomą. Jak coś będzie nie tak, niegodnie czy coś, ksiądz coś powie, komuś zazgrzyta, to pretensje i skargi będą do nas, na nas… – Na pewno. Ostatecznie udaje mi się panią uspokoić, że z ich głośnika nie poleci Prodigy, Behemoth ani DJ Bobo.
Eutanazja, proszę państwa, to nie jest coś, co popełniają znudzeni emeryci na dzikim nihilistycznym Zachodzie. To jest, kurwa, prawo każdego z nas do normalnej, humanitarnej śmierci! I prawo każdego z naszych bliskich do nierozpieprzania się w drobne drzazgi z bezradności i rozpaczy.
Zatrzymałeś zło na sobie, nie przekazałeś go dalej.
Jak nie zabiłem swojego ojca? Nie zabiłem go szybko i bezboleśnie, nie udusiłem go poduszką, nie zakatrupiłem go we śnie, nie podałem mu śmiertelnej dawki morfiny, nie podciąłem mu żył, nie strzeliłem mu w łeb. Jak bardzo żałuję? Nie potrafię określić rozmiarów żalu, głębokości tej przepaści.
Mocne. Nic więcej nie da się powiedzieć.