Marek Rymuszko, Sprawa osobista

Marek Rymuszko, Sprawa osobista, seria: Ewa wzywa 07…:

Cytaciki:
Facet, tłukący w bębny, miał oblicze krasnoludka po dużej wódce i z trudem utrzymywał rytm, wyznaczany improwizacją zaplutego saksofonu. Pianista, tępo wpatrzony w pierwszy z brzegu stolik, przy którym kiwała się sennie rozłożysta blondyna, przebierał palcami po klawiaturze w sposób niekoniecznie zgodny z linią melodyczną forsowaną przez basy.

Właśnie wtedy zauważyłem z niepokojem, że przepycha się w naszym kierunku pan Tosiek. Pruł przez tłum. przecinając go na pół, niczym śruba słynnego lodołamacza „Czeluskina”.

Jak sobie przypominam, Czesterfield przyszedł do mnie koło godziny trzeciej po południu i zaproponował mnie odbycie stosunku płciowego. Ja się na tę propozycję zgodziłam i odbyłam stosunek płciowy z Czesterfieldem. Następnie Czesterfield wyciągnął przyniesione ze sobą pół litra wódki, którą wypiliśmy. Na moją propozycję, żeby Czesterfield dał mnie coś w zamian za stosunek płciowy powiedział on, że chwilowo jest bez forsy, bo cały bank trzyma Kalaput.
Ja nie traktowałam tego jako żart, gdyż współżyłam także z Kalaputem, od którego otrzymywałam kilkakrotnie różne prezenty. Prawdziwego nazwiska Kalaputa nie znam.. Co do jego imienia, to mnie się wydaje, że ma Stasiek. Na zadane mnie pytanie odpowiadam, że Kalaput mieszkał ostatnio przy ulicy Brzeskiej siedemdziesiąt, numeru mieszkania nie pamiętam, ale bym trafiła. Następnie udałam się do Kalaputa na ulicę Brzeską, którego zastałam w domu. Była to godzina siódma albo ósma wieczorem. Razem z Kalapu-tem wypiliśmy około pół litra wódki, a następnie Kalaput jeszcze ćwiartkę, ale już beze mnie, bo czułam się pijana. Po wypiciu tego alkoholu Kalaput zrobił mnie dobrze, po czym zasnął. Postanowiłam sama rozglądnąć się po mieszkaniu i w trakcie tych poszukiwań w kredensie w kuchni znalazłam pierścionek. Ja ukradłam ten pierścionek, prostuję, zabrałem ten pierścionek, ponieważ uważałam, że mnie się coś od Czesterflelda i Kalaputa należy.

Kalaput siedział nadal nieporuszony: — Nic mi nie udowodnicie — powiedział wreszcie. — Jestem czysty jak łza. — Jak łza? — zdziwiłem się szczerze. — Kalaput, bardzo cię proszę, nie rozśmieszaj mnie. Widziałem ostatnio w telewizji polski film psychologiczny, to mi wystarczy.

— Takie teksty możesz sprzedawać do serii „Poczytaj mi mamo”, nie nam.

Przysiedliśmy i Janusz wyciągnął koniak. Stuknęliśmy się kieliszkami. — Pif, paf. — Lu.

W Zakopanem rozpoczynał się właśnie sezon. Ruszyła po remoncie kolejka na Kasprowy. Krupówkami płynęła gawiedź.

Przegrałem na całej linii; to, czego byłem pewny, rozleciało się w mgnieniu oka, jak składany regał z Pułtuska, który niedawno kupiłem.

Jeden komentarz do “Marek Rymuszko, Sprawa osobista

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *