Magdalena Grochowska „Wytrąceni z milczenia”

Magdalena Grochowska „Wytrąceni z milczenia”:

Halina Mikołajska
Cytaty:

W niedzielę 19 listopada 1972 roku Marian Brandys, mąż Mikołajskiej, notuje w dzienniku: „Długo płakała, rozpaczliwie wtulona we mnie. Powiedziała: »Gdybym nie miała ciebie, zabiłabym się«”. „…Rozpacze Haliny są zawsze natury metafizycznej, są objawami »bólu istnienia«, buntem i protestem przeciwko […] starzeniu się, śmierci, niespełnionym marzeniom młodości”. Cztery lata później, w środę 15 grudnia, połknęła czterdzieści tabletek valium.

Kilka lat wcześniej Mikołajska i Marian Brandys spędzali w Szczawnicy pierwsze wspólne wakacje. W sanatorium Modrzewie aktorka jadła obiad w towarzystwie księdza spod Częstochowy, Brandys leżał na górze – dokuczała mu astma. – Jedzenie smaczne – cieszył się ksiądz – pokój wygodny i czysty, a co najważniejsze: w całym sanatorium nie ma ani jednego Żyda. – A właśnie że jest – odparła aktorka – mój mąż. W dzienniku Brandys napisał, że ze stosunku do Żydów Mikołajska uczyniła główne kryterium ludzkiej przyzwoitości.

„Naturalny jak gówno w trawie” – mówiła, gdy ktoś grał w teatrze jak Matysiakowie w radiu. „Ma zmarzły glut pod nosem – o ludziach sztywnych z poczucia godności. – Trzeba umieć odróżnić gówno od pomarańczy…”

– Ta lektura była dla niej wstrząsem – opowiada Jerzy Markuszewski – ponieważ zrozumiała, że udział w teatrze w czasach stalinowskich i późniejszych niczym się nie różnił od udziału w teatrze III Rzeszy. Jako znana aktorka, laureatka nagród państwowych, uczestniczyła w życiu publicznym. W Teatrze Wielkim recytowała przed władzami PRL poezję podczas państwowego święta. „Ludzie siedzieli w więzieniach, a ja – mówiła – jakby nigdy nic – grałam”.

„Wierzyłam, że aktorzy mówią […] prawdę odkrytą i dostrzeżoną przez siebie – pisze dalej do męża – […] coś sobie tam roiłam o posłannictwie. […] Nagrody i bankiety, nie tyle u Goebbelsa, co u Bieruta, Sokorskiego czy Cyrankiewicza. […] Jestem cząstką pewnego obrzydliwego monopolu, monopolu propagandy; i prawdy najbardziej godne obrony były podporządkowane jednej jedynej ideologii, w imię której mordowano i więziono. Ach, wiem!, nikt mnie tak surowo nie osądza […], byłam apolityczna, no i byłam tylko aktorką. Jesteśmy w jakiś sposób zwolnieni od odpowiedzialności za przeszłość i teraźniejszość: błazny, państwo do wynajęcia?

– Zaproponowała otwarty styl mówienia o sprawach, które w rozmowach w garderobie teatru były dotąd omijane – wspomina Joanna Szczepkowska. Tematy tabu: czerwcowe protesty robotnicze w 1976 roku, represje w Radomiu i Ursusie, powstały we wrześniu tego roku Komitet Obrony Robotników, którego członkowie – wśród nich Mikołajska – zbierają pieniądze dla prześladowanych i każą tłumaczyć się władzy z jej poczynań. – Aktorzy nie bardzo wiedzieli, jak się wobec tej otwartości Haliny znaleźć – mówi Szczepkowska. – Stawiała ich w sytuacji czarno-białej. Leżał papier, długopis – trzeba było podpisać jakiś protest, złożyć się na pomoc dla Radomia… To było trudne.

Miała żal do ludzi teatru, że szli na pasku władzy, byli przez nią kupowani. W Warszawie tylko Halina zajęła tak jednoznaczne stanowisko w sprawie wolności.

Erwin Axer. – Odczuwałem jako pewną nieprzyzwoitość to, że używa się jej do celów politycznych. Miała nazwisko, wobec tego była przydatna… Ale niszczyła sobie przyszłość artystyczną – bo z polityki nie można wrócić do teatru. Nie chodziło nawet o konfrontację z władzą – władza nie była już wtedy mocna. Halina wchodziła w taki układ ze społeczeństwem, że już na nią nie patrzono jak na aktorkę, tylko jak na Emilię Plater. Przynoszono jej kwiaty nie za to, że dobrze grała, tylko dlatego, że była Mikołajską z opozycji.

Miała świadomość swych korzeni. W tym, co robiła, była czystość – i sporo literatury.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *