Magdalena Grochowska „Wytrąceni z milczenia”

Magdalena Grochowska „Wytrąceni z milczenia”:

Kazimierz Dejmek
Cytaty:

W Narodowym w Warszawie, do aktorki: – Za nisko pani ma pupę. – Ty, Ordon, małpę bym prędzej wytresował niż ciebie. W Polskim: – Pan stara się mówić poezję, a ma pan nogi piłkarza. Pan chodzi prozą. Do Jana Englerta, po premierze Letniego dnia Mrożka: – Byłem kiedyś w cyrku. Komik jeździł po linie, rzucał prawą ręką do celu, lewą żonglował, puszczał ognie z pyska… Pan był lepszy!

Warmiński, Dejmek, Rachwalska, Kłosiński, Pilarski, Baer, Skarżanka… Tworzą kółko samokształceniowe o nazwie Grupa Młodych Aktorów. Ta dwudziestka wychowanków Schillera w marcu 1949 roku przedstawia Ministerstwu Kultury swój program. Chcą założyć teatr i służyć „najszczytniejszym hasłom humanizmu”. Chcą pracować „w duchu marksizmu-leninizmu”, bo socjalizm jest jedyną twórczą siłą epoki. Niech ich teatr oglądają nie drobnomieszczanie, snobi i intelektualiści, tylko „nowy człowiek”.

Jesienią 1949 roku wystawiają Brygadę szlifierza Karhana Vaška Kani – czeskiego robotnika, syna pastucha i dojarki. Z prawdziwą szlifierką na scenie – pracy przy maszynie uczyli się w fabryce Wifamy. Nawet radzieckie produkcyjniaki, które pokazano tego roku na Festiwalu Sztuk Radzieckich, w porównaniu z Brygadą… wypadały blado. Grają sztukę w Warszawie, na widowni prezydent, premier i rząd.

Dejmek zapewnia Barbarę Rachwalską, że jeszcze rok, a chleb i mleko będą w Polsce za darmo… Krótko po wojnie odmówił zapisania się do PPR („na komunistę się nie nadaję, jestem socjalistą”), teraz spontanicznie wstępuje do PZPR, wraz z zespołem.

Próba generalna Horsztyńskiego w reżyserii Warmińskiego, listopad 1951 roku, czwarta rano. Minister Sokorski do Dejmka: – Słowo „Moskal” pada ze sceny czterdzieści razy, ciachnijcie o połowę.

Owszem, jest zawistnikiem, przyznał w wywiadzie, jak widzi dobre przedstawienie, to trzy dni choruje z zazdrości.

Mała dziewczynka w nim drzemała, wyczulona na siebie panienka. Łatwo ją było zranić, więc pokrył się skorupą chamstwa.

Gustaw Holoubek: – On się dostał w kleszcze neurozy przez siebie stworzonej. Wyrażała się w osiemdziesięciu papierosach dziennie. To był odruch, który pozwalał oddalać chwilę wściekłości.

Pamiętam to przedstawienie, żywioł komediowy brał w nim górę nad materią religijną – mówi profesor Anna Kuligowska-Korzeniewska. – Dejmek kazał postaciom recytować nie tylko role, lecz także didaskalia: „z naciskiem”, „wesoło”, i one sprawiały, że na widowni wybuchały gromkie śmiechy. Włączył też intermedia staropolskie, przaśne i rubaszne. Sekretarz episkopatu wystosował list do premiera z protestem wobec kpin z dogmatu o zmartwychwstaniu. Urzeka Dejmka staropolszczyzna, bo – jak mówi – w niej Polacy są normalni. Utrata niepodległości pomieszała im potem zmysły i odtąd wszystko jest w Polsce zwariowane. Szczytem wariactwa zaś jest polski dramat romantyczny.

O ile Dejmek zainicjował swoimi spektaklami Październik, to nie przeczuł Marca. On został wmanipulowany w akcję przygotowaną wiele miesięcy wcześniej. Żeby dokonać przewrotu wewnętrznego w partii, wymyślono Dziady.

Przed naradą komitetu warszawskiego partii poświęconą Dziadom sprawdzają zaproszenia, wejście zatarasowali stołem. Dejmek podaje zaproszenie, drą je demonstracyjnie na strzępy. Wkrótce wyrzucą go z partii.

W 1981 roku wygłosił na Uniwersytecie Warszawskim odczyt o Dziadach i Marcu. Powiedział: „Nie wolno było wmanewrować do tej rozgrywki politycznej kwestii żydowskiej. Nie wolno było budzić emocji kołtuna, szczególnie podatnego na antysemicką argumentację. Marzec zhańbił Polaków i socjalizm. Ten marcowy socjalizm oczarował polskiego kołtuna. Pod naszą szerokością geograficzną stosunek do kwestii żydowskiej jest miarą przyzwoitości”.

Po przedstawieniu Dejmka publiczność wyszła bić się z milicją, po spektaklu Swinarskiego paru intelektualistów poszło na wódkę. Więc w tym sensie Dziady Swinarskiego były przeciwko Dziadom Dejmka.

Do Sierpnia środowisko było serwilistyczne, służebne i kombinowało, jak by tu dostać nagrodę państwową – przyznaje Andrzej Łapicki. – A potem gwałtownie zadeklarowało zbiorowy akces do Solidarności.

Dejmek nie mógł się pogodzić, że jego gwiazda najwybitniejszego powojennego reżysera zbladła. Że wyrosły wielkości, które zagroziły jego pierwszemu miejscu: Swinarski, Kantor… Sformułował wtedy program wierności wobec tekstu – reżyser jest w służbie autora. I demonstracyjnie zasklepiał się w postawie rzemieślnika, który służy autorom dramatycznym.

Wszyscy są zdumieni, gdy Dejmek mówi, by władze wydały zarządzenie zmuszające dyrektorów do zgody na nagrywanie i emitowanie w telewizji przedstawień teatralnych. Zdrada. Próba rozbicia bojkotu. Chciał nas sprzedać, mówią. Raszewski, Korzeniewski, Młynarski ustępują z Rady Artystycznej. Andrzej Łapicki: – Przez to wystąpienie u Rakowskiego jego rola, jaką odegrał w stanie wojennym, została potem fałszywie oceniona. On szukał kompromisu.

Nie lubili go. Partia – bo ją zdradził. Opozycja – bo ją ranił. Kościół – bo drażnił: pan Wojtyła pisze bardzo złe sztuki; inteligencja polska zakochała się w Wojtyle, jak niegdyś w Stalinie, ten sam amok.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *