Magdalen Nabb „Śmierć Holendra”

Magdalen Nabb „Śmierć Holendra” 1982:

Kryminał z myszką. Z serii o otyłym sierżancie policji z Florencji. Wymaga wyrozumiałości i cierpliwości. Brytyjska autorka przemieszkiwała w ukochanej i doskonale znanej Florencji.
Cytaty:

Zanim brat służebny zdążył zajrzeć do księgi, wyrosło przed nim dwudziestu kilku konfratrów, czekając w milczeniu na dalsze instrukcje. Serwient odczytał cztery nazwiska i wręczył kwit najstarszemu z braci. Czterej mężczyźni naciągnęli kaptury i pośpieszyli do karetki, której kierowca zapuścił silnik, skoro tylko usłyszał dzwonek. Kiedy rozległ się dźwięk syreny, a następnie zacichł w oddali, pozostali konfratrzy rozeszli się do swych ławek w ciemnych kątach pomieszczenia, wracając do lektury gazet i prowadzonych szeptem rozmów. Towarzyszył im tylko szelest habitów i grzechot paciorków różańca. Cała operacja trwała niespełna minutę. Sierżant był pod wrażeniem. Od lat dzwonił na pogotowie Bractwa Miłosierdzia, ale nigdy nie zastanawiał się nad tym, jak działa. – Gładko wam to idzie – wymamrotał pod nosem. – Mamy wprawę – przypomniał mu z zadowoleniem brat służebny, pozwalając sobie na lekki uśmiech – od jakichś siedmiuset lat.

– Pomyślałem, że pańskie doświadczenie w służbie Bractwa Miłosierdzia mogłoby się okazać pomocne… – Oczywiście, rozumiem… ale ja jeszcze nie jestem konfratrem… jasne, pan nie jest z Florencji. Zauważył konsternację na twarzy sierżanta. – No tak – hrabia powiedział to takim tonem, jakby uznał, że każdemu się może zdarzyć; wystarczy mieć pecha.

Szykowała się na własną śmierć. Dzieliła ludzi na żywych i martwych inaczej niż młodzi; z punktu widzenia signory Giusti zmarli, którzy byli częścią jej świata i poznali ją w pełni urody, mieli w sobie więcej życia niż kolejne pokolenia żywych, dla których znaczyła tyle, co nic.

Dodaj komentarz

Twój adres e-mail nie zostanie opublikowany. Wymagane pola są oznaczone *