Trwa przyswajanie książki dziennikarzy „Gazety Wyborczej” o ojcu Rydzyku.
Przypomniało mi się. Wczesne lata 90-te, jadę z Poznania do Gdańska, radio gra. Nagle w okolicach Torunia słyszę stację, w której na przemian modlą się i nadają na komunę i masonerię. W pierwszym odruchu włączam dyktafon. Cholera, jakie to radio? Okazuje się „Radio Maryja”! Pierwsze słyszę, ale nagrywam. Wróciłem do domu i myślę: to jest temat! Najpierw spisałem antenowe wypowiedzi. Potem zdzwoniłem do radia, żeby się dowiedzieć więcej. Nikt nie będzie rozmawiał z laickimi mediami i koniec. Coś tam zebrałem (niewiele tego było). Dałem tekst. I zaczęło się. Do naczelnego dzwonią różni ludzie z Warszawy z pretensjami – to przecież niemożliwe, żeby w Polsce nadawało takie radio! Z takimi treściami! Ten twój dziennikarz nazmyślał, wywal go na zbity pysk! Ja puszczam taśmy, że to autentyk. Koledzy do mnie dzwonią: „Stary, ale tym razem, z tym zmyślaniem to przegiąłeś”. A ja podjechałem jeszcze raz pod Toruń, radio na nasłuchu. Ojciec prowadzący mówi: „Proszę uważać, co mówimy o Żydach, bo nas tu ciągle podsłuchują…”
I kto wylansował Radio Maryja? Ojciec Rydzyk i ja. O tak od lat idziemy łeb w łeb, łeb w łeb…
Przy tej okazji: Tomasz P. Terlikowski snuje analogie między ojcem Rydzykiem a ojcem Maksymilianem. Jak najbardziej słuszne. Temat-rzeka. W kwestii rzekomego maybacha. Ojciec Kolbe mawiał: „W połatanym habicie, ale najszybszym samolotem”!
Ale ci Żydzi się za nim wloką. Byłem w Niepokalanowie na festiwalu filmów katolickich gdzieś w połowie lat 90-tych. I tak – z jednej strony miałem przed oczami stronice „Rycerza Niepokalanej” z lat trzydziestych, gdzie Żyd był bogobójcą, kapitalistą i osobistym wrogiem Matki Boskiej. A z drugiej tych braciszków z Niepokalanowa. A oni jak nadchodzili z naprzeciwka, to nigdy nie pozwolili, bym to ja pierwszy powiedział: „Niech będzie pochwalony…” Tylko oni zawsze zdążyli pierwsi i zawsze pierwsi w pas się kłaniali. Takiemu szczylowi jak ja!
Próbowałem o tym antysemityzmie pogadać z pewnym bardzo wiekowym ojcem, współpracownikiem ojca Maksymiliana. On na to: „Proszę pana, pan jest bardzo młody, pan sobie nie zdaje sprawy, jak oni demoralizowali naród. Kino było ich, radio było ich, gazety były ich. Ten Tuwim, ten Słonimski… Pan sobie nie zdaje sprawy…”
Ryszard Marek Groński (mocno niedoceniony) felietonista odnotował, jak przy Senatorskiej odsłaniano tablicę upamiętniającą kabaret „Qui pro quo”. I jakaś dobra dusza zaprosiła księżula z pokropkiem. Raczej nie był to nikt z Niepokalanowa… A może? Kwestia długości pamięci…