Oglądałem to, jak miałem może 10 lat.
Specjalista od kanalizacji (imię: Marshall) zostaje omyłkowo wzięty za szeryfa i wysłany, by „oczyścić” miasteczko bezprawia.
To nie antyk, to staroć. Parodia westernów, ale tak raczej z grubej rury. Dla dzieciaków.
Rewolwerowcowi każą zdać rewolwer na czas pobytu w mieście. Właścicielka salonu: „ – O, jaki duży. – Jestem teksasu. Tam wszyscy maja duże”.
Rewolwerowiec zastrzelił trzech facetów. Grabarz: „ – Trzech na raz! A mówią, że święty Mikołaj nie istnieje”.
No i Indianie. Wódz „Duża Kopa” w okularkach. Zachowuje się i gada jak pedałkowaty inteligencik. Oczywiście alkoholik.
Szeryf dźga lufą w plecy panienkę z saloonu. Ona nie odwracając się: „- Mam nadzieję, że to pański rewolwer”.
Kowboju, do dzieła / Carry on, Cowboy, reż. Gerald Thomas, 1965